środa, 28 września 2011

(Nie)zaufane zaufanie


Pewien lisek zaprzyjaźnił się z człowiekiem
budowali zaufanie przez długi długi czas
Lecz pewnego dnia lisek miał poważny problem
ale nie wiedział czy może w pełni zaufać człowiekowi
Postanowił go sprawdzić, wystawić ich zaufanie na próbę

To był deszczowy dzień
lisek przyszedł do człowieka i poprosił go o przysługę
poprosił go o pilnowanie nory podczas jego nieobecności
ale postawił pewne warunki
pod żadnym pozorem nie ma wchodzić do jego nory
człowiek pytał czemu lecz nie uzyskał odpowiedzi
gdy lisek odchodził człowiek zawołał za nim
powiedział, że jeśli będzie ulewa to schroni się w jego norze
zwierzątko odpowiedziało aby pamiętał o warunkach

To był deszczowy dzień…

Chwila ciszy
ciszy przed burzą
człowiek postanowił się schronić

Czy zrobił dobrze?
Przecież wciąż pilnował nory
a gdy lisek powrócił…

Czy ta próba zniszczyła to wszystko co budowali?
Taka głupia rzecz…
nie wchodź tam – zaufaj mi
Jak lisek może teraz ufać?
A może to właśnie wina liska, że nie podał powodu…
ale czy na tym polega zaufanie?

Może lisek zawalił sprawdzając czy może ufać
sprawdzając…
czyżby sam do końca nie ufał?

Kto zawinił…?

Teraz to już nie ma znaczenia
Stało się
chwila zaspokojenia chwilowych potrzeb
chwila zniszczenia wszystkiego
chwila próby
piasek czy skała?

Głupi człeku!
i.. głupi lisku…
pozostaje nadzieja
że to skała…

niedziela, 18 września 2011

Wymarzony statek śmierci

Ktoś postanowił zbudować statek
piękny zamysł projektu kiełkował w jego głowie
przemyślał co musi zrobić
zebrał potrzebne materiały
zebrał ludzi do pracy
budowa rozpoczęta
szkielet postawiony, teraz reszta...
zostały już tylko maszty i żagle

To pierwszy taki statek
wieść o nim rozeszła się po całym świecie
data wodowania ustalona

Nadszedł wielki dzień
tłumy wiwatują
statek zwodowany

Ciekawi mnie jedno...
 czy konstruktor sprawdził czy wszystko gra?
czy szkielet został poprawnie złożony?
czy wszystko jest szczelne?
czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik?

Bilety skasowane
ludzie na pokładzie
statek odpływa

Znika za linią horyzontu
jeszcze nie wiedzą...
Czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik?
Głupie pytanie...
Oczywiście...
Oczywiście, że nie
Pan Inżynier zbyt mocno marzył
zapomniał...

Ktoś zabił w dzwon
"Woda na pokładzie!"

Panika powoli wlewa się do łodzi
kapitan dostrzegł usterkę
statek już od początku skazany był na porażkę
nieprzemyślane decyzje
brak nadzoru na budowie
a to tylko jedna źle założona deska szkieletu
jedna głupia wręga...

Statek zatonął
zostały tylko wspomnienia
rozdarte nagłówki gazet rozdmuchiwane przez wiatr
zdjęcia które już na zawsze pozostaną w pamięci
I krótki morał...

Ktoś powiedział, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny
więc biorę ją na swoje barki
o tyle mądrzejszy, albo o tyle głupszy
czy okryję się niesławą do końca życia?
czy może uda mi się odzyskać dobre imię?
a może ktoś da mi szanse jeszcze raz?
może ktoś poda mi rękę...
a może w końcu wyciągnę wnioski
może już nigdy nie popełnię tego samego błędu
tylko czy ktoś da mi jeszcze szansę...?

piątek, 16 września 2011

Macierzyństwo a wiek

"60-latka została matką! Taka wiadomość mogłaby liczyć na miejsce na gazetowych czołówkach, choć w ostatnich latach świat kilkakrotnie obiegały wieści o kolejnych "rekordach" późnego macierzyństwa. Wykorzystując cudze jajeczka i syntetyczne hormony, współczesne ludzkie matki dobiegają siedemdziesiątki."

Zaciekawiła mnie ta krótka notka umieszczona w national geographic, dlatego postanowiłem ją nieco skomentować. Głównie chodzi mi o ostatnie zdanie - "Wykorzystując cudze jajeczka i syntetyczne hormony". Dlaczego ludzie w nienaturalny sposób próbują zapłodnić kobiety w wieku, w którym są już niepłodne?

Może odezwał się matczyny instynkt? Może dlatego że chce się pochwalić przed przyjaciółkami? Może nie ma co robić w domu? A może jestem tak głupi i nie dostrzegam jakiegoś poważnego powodu?

Zastanówmy się czy chcielibyśmy, aby nasi rodzice mieli 85 lat, gdy zaczynamy chodzić do liceum? No ja raczej nie... W wieku nastoletnim naturalnie odsuwamy się od rodziców. Kwestia naszego charakteru czy z tym walczymy czy nie. Chcąc nie chcąc starsi ludzie potrzebują opieki - mniejszej lub większej. Nie zawsze są zdolni do wychowywania. Już nie wspominam tutaj o kondycji fizycznej - jedni mają ją doskonałą nawet w tak starym wieku, inni nie ruszają się dalej niż własne łóżko. Poza tym czasy się zmieniają a ludzie w podeszłym wieku nie nadążają za nowinkami co również wpływa w pewnym stopniu na rozwój dziecka.

Istnieje również obawa, że będziemy wyśmiewani. W związku z tym presja otoczenia może być tak duża, że zostawimy naszą potrzebującą babcie. Eghem, przepraszam - mamę.

Późne rodzicielstwo ma też konsekwencje nieodwracalne dla dziecka. Mówię tutaj o autyzmie. Amerykańscy naukowcy dowiedli, że późne rodzicielstwo zwiększa prawdopodobieństwo zachorowania dziecka na tę chorobę. Więcej na ten temat można poczytać tutaj.

No i niestety jest większe prawdopodobieństwo na jakiekolwiek powikłania u kobiet.

Średnia długość życia kobiet na świecie wynosi 67,84 a mężczyzn 63,89. W Polsce jest nieco wyższa. W takim razie 70 letnie matki ryzykują osierocenie dzieci. Niestety dom dziecka nikomu nie zastąpi prawdziwego domu.a chcąc nie chcąc do pewnego wieku naszym jedynym autorytetem są rodzice.

Tak więc podsumowując naturalny mechanizm jest tutaj trochę zachwiany, czy to z przyczyny ilości lat takich rodziców, czy chociażby z tego, że jednego ktoś może wzywać z drugiego świata, a w najgorszym przypadku dwóch. Według mnie dziecko takich starszych rodziców będzie miało trochę wykrzywiony i stary światopogląd, co go niestety w pewnym stopniu skrzywdzi. Oczywiście biorę tutaj pod uwagę większość starszyzny, czyli tą z reguły schorowaną i nieco zacofaną, bo te super babcie co wygrywają różne zawody, prowadzą aktywny tryb życia i są "na czasie" mogły by się poniekąd sprawdzić w tej roli. Nie mniej jednak wolałbym mieć super babcie niż super mamo-babcie, ponieważ nic nie zastąpi mi moich rodziców, którzy mają swój w miarę odpowiedni (naturalny) wiek do wychowywania mnie :)

środa, 14 września 2011

Szkoła

Dzisiaj mieliśmy 8 lekcji z czego jedna to wf, druga to religia a trzecia to fiza na pozostałych mieliśmy zastępstwa. Niby fajnie, powinienem się cieszyć bo w zasadzie nic na tych zastępstwach nie robiliśmy tylko 5 godzin robiliśmy co chcemy w klasie. Jednak te 5 godzin bardziej mnie zmęczyło od normalnych lekcji. Wręcz się tam zanudziłem :D Tak wiem dziwny jestem - mieć do wyboru 3 maty i 2 polskie lub luźne lekcje a woleć opcje pierwszą.

wtorek, 13 września 2011

Naiwność ludzi

Dlaczego ludzie są tak naiwni? Wychodzę z kościoła, patrzę a przy bramie siedzi ludź i zbiera pieniądze... Co ludzie robią? Wrzucają mu! Ciekawi mnie po co.

Czemu jesteśmy tak naiwni i wierzymy w to co pisze na kartce, którą trzymają w ręku?

Tak tak wiem, znowu jestem bezduszny. Przecież oni nie mają na chleb, środki czystości, ubrania i tak dalej. Jakie to smutne ;(  Tylko czemu temu leniowi nie chce się iść do punktu caritas czy innych temu podobnych? Czemu nie chce mu się iść na probostwo po chleb czy inne środki do życia potrzebne? Nie wiem jak w innych parafiach ale u mnie można spokojnie zapukać na probostwo i poprosić o jakiś datek (nie mówię tu o pieniądzach) i  księża jeśli mają to dadzą. Albo po prostu niech po domach popuka (chociaż pewnie wielu by nawet drzwi nie otworzyło).

Wybaczcie mi moją ironie i brak uczuć w stosunku do tych ulicznych zbieraczy, ale niestety prawda jest taka, że zdecydowaną większość z nich mogę spotkać potem leżących gdzieś w rowie spitych do nieprzytomności, albo w barze na piwku i papierosach uprawiając przy tym hazard...

W zasadzie nie mam nic przeciwko publicznemu zbieraniu kasy ALE niech weźmie gitarę, bębenek, harmonijkę i pogra coś czy zaśpiewa, albo niech zrobi na rynku show czy coś co ludzie jeszcze robią żeby zarobić. Niech pokaże, że stara się o tą kase i chce coś zrobić żeby dorobić. Fakt faktem może nie mieć takich możliwości, ale np rozdawanie ulotek nie boli a zawsze jest to jakaś kasa. Każda dorywka będzie dobra tylko trzeba chcieć albo być kreatywnym. A takie żerowanie na naiwności czyli jednym słowem robienie z nas głupków i idiotów raczej nie jest dobre. Przynajmniej ja nie czuję się dobrze, gdy ktoś poza mną robi ze mnie idiotę.

Żebranie jest najprostszą formą zarobku, jest dla ludzi którym się po prostu nie chce ruszyć dupska albo głowy i pomyśleć. Ci ludzie którzy na prawdę potrzebują pieniędzy zwykle nie żebrają tylko normalnie pracują i chwytają się wszystkiego co przynosi zysk.

Oczywiście nie mówię tu o ludziach bez rąk i nóg (i pozostałych niepełnosprawnych) bo oni raczej nie mieliby możliwości czegoś zagrać czy rozdawać ulotek, ale jak ktoś jest kreatywny to sobie poradzi. Nie wierzysz? Nick Vujicic jest tego najlepszym przykładem. Polecam obejrzeć sobie filmu o nim http://www.youtube.com/watch?v=VfEQdhCLdig


sobota, 10 września 2011

Bóg...

Naszła mi myśl, żeby napisać o Bogu...
Wielu uważa, że słuchanie Jezusa jest idiotyzmem, że Bóg nie istnieje i tak dalej. Oczywiście nie da się udowodnić istnienia Boga, ale Jezusa już bardziej - mam tutaj na myśli historyczną postać, która żyła jakieś 2000 lat temu. Wtrącę iż wypełnianie woli Bożej nie jest idiotyzmem, ponieważ w idei jest dążenie do świętości, tak więc ciągłe udoskonalanie się i tworzenie lepszego świata. Piszę dążenie bo na szczęście nie ma ideałów na tej ziemi - idealny świat byłby po prostu nudny i bezcelowy.

Ale nie o tym chciałem tutaj napisać. Chciałem napisać o tym jak doświadczam Boga w swoim życiu. To jest bardzo ciekawe bo nie doświadczam Go jakoś szczególnie na modlitwie wspólnotowej. A najbardziej nie lubię takich modlitw co grają na uczuciach (jakieś świeczki, odpowiedni klimat, muzyka, charyzmaty nadzwyczajne itp) Oczywiście czasem są takie momenty gdzie wychodzę cały naładowany by wielbić Boga, ale to są rzadkości. Może dlatego, że coś szwankuje z modlitwą osobistą? Podobno jak się nie potrafi modlić osobiście to nie da się modlić we wspólnocie. Problem jest tylko w tym, że na modlitwie osobistej bardzo często odczuwam działanie Boga, czyli wychodziłoby na to, że jednak potrafię się samemu modlić. Więc modlitwa osobista jest jedną z form doświadczania Go. Ale to nie wszystko. Czasem mam jakieś prośby... czasem są dość głupie patrząc z perspektywy czasu, czasem przydały by mi się w życiu. Nie wiem, czy Bóg jest jakimś kawalarzem czy coś ale czasem tą najgłupszą prośbę spełni... Pozostaje mi się cieszyć, że też ma poczucie humoru. Czasem dość dziwne... np robi całkiem odwrotnie niż sobie tego życzę, po czym wychodzi, że to On miał rację... i weź tu się z takim zakładaj :D
Dość często nie chce mi się uczyć. Ale są czasem naprawdę takie dni, kiedy nie mam okazji nawet zajrzeć co muszę wiedzieć na dany spr czy kartkówkę.Czasem wystarczy, że się pomodlę i następnego dnia dowiaduję się, że mamy zastępstwo albo sprawdzian jest przełożony. Oczywiście gdy nie chce mi się uczyć to zwykle taki sprawdzian się odbywa i dostaję z niego najzwyklejszą kapę.
Czasem też przychodzą takie dni, kiedy coś mnie trapi... czasem są to dołki, czasem jakieś trudne sprawy gdzie trzeba podjąć poważną decyzję. Dużo wtedy rozmawiam z Bogiem, dużo też sobie rozmyślam. Czasem znajdę odpowiedź na moje pytanie w Biblii a czasem przyjdzie mi po prostu do głowy. Zachwycająca jest moc, przekaz i uniwersalność Pisma Świętego. Pamiętam taki jeden zabawy dzień na rekolekcjach. Otóż zmagałem się z pewnym problemem i cały ale to cały dzień był tak jakby ułożony specjalnie pode mnie. Czytania, psalmy, konferencje, tematy spotkań i po prostu wszystko dawało mi odpowiedź na moje pytanie. Może nie tyle co odpowiedź na pytanie, ale przekonanie mnie, że jednak nie mam racji. Po tym wydarzeniu stałem się bardziej odważny no i oczywiście o tyle mądrzejszy.
Kolejnym miejscem gdzie odczuwam Boga jest to po prostu otaczający mnie świat.
W drugim człowieku... Ludzie są tak niezwykli, że aż chce się żyć. I tak, mam tu też na myśli nawet tych uznawanych za środowisko za wyrzutków, najgorszych z najgorszych itp. Bo od nich się wiele uczę, przemyślam ich zachowania, staram się nie popełniać tych samych błędów i można tak wymieniać bez końca. Ale jeszcze większą radość mam, gdy taki ktoś wyzna, że jednak czyni źle i chce się zmienić ale nie potrafi. Wtedy widzę prawdziwy cud. Człowiek - cham zbolały, hipokryta, ktoś komu nie można ufać, fałszywiec- wyznaje że jego pewne cechy charakteru są złe i że chce je zmienić! To jest prawdziwy cud, a jest jeszcze większy, gdy uda się takiemu zmienić. I zawsze śmieję się z ludzi czekających na cud w postaci ferrari pod domem następnego ranka czy też wygranej w totka. Dla mnie większy jest ten mały cud, dzięki któremu taka osoba się zmienia :) Oczywiście branie wzoru z tych lepszych ode mnie też jest budujące, podziw dla nich i tym podobne. Np. bardzo podziwiam przedszkolanki... Ja bym chyba nie miał takiej cierpliwości do dzieci...
W przyrodzie która mnie otacza... Bardzo czasem jestem zaskoczony sprytem wykorzystywanym przez różne zwierzęta, czasem jestem po prostu zachwycony ich zachowaniami, albo tym jak niezwykle pięknie wyglądają. Wschody słońca, krajobrazy.. mmhm cuuuudooo! Czasem krajobrazy, różne widoki potrafią być tak piękne, że nie da się tego opisać. Niezwykłe rośliny tworzące ze sobą niesamowitą kompozycje... Po prostu otaczający mnie piękny świat, w którym dostrzegam Boga i oczywiście Jego działanie.
Czasem też próbuję się zmienić, ale sam nie potrafię. W takiej sytuacji modlę się do Boga aby mi pomógł pracować nad swoim charakterem. I co robi? Nie nie... nie zmienia mnie. Nie robi pstryk i już jestem lepszym człowiekiem. Jako harcerz mam takie coś jak próby na stopnie. Wybiera się tam cele, które się realizuje. Po zrealizowaniu określonych celów dostaje się stopień. Uczy to odpowiedzialności i pracy nad sobą. Fajnie mieć wyższy stopień, co nie? Oczywiście jest to tylko jeden z przykładowych spełniań moich próśb. Innym może być chociażby wzbudzenie żalu, gorzkie zapłakanie nad swoim zachowaniem.

Jest na prawdę wiele sposobów dzięki którym Bóg wskazuje mi drogę i pokazuje, że istnieje i jest przy mnie. Jakby nie patrzeć zwątpienie też jest jedną z form pokazania Jego istnienia. Absurdalne ale prawdziwe. Po takim okresie zwątpienia nasza wiara jest o tyle mocniejsza. Tak na prawdę nie da się udowodnić, że On istnieje - tak samo nie da się udowodnić, że Go nie ma. Dlatego nic wam nie chcę udowadniać. Bo wiara właśnie na tym polega - nie mam dowodu, ale wierzę, że Pan jednak istnieje. Może, ktoś powie, że to co odczuwam to wytwór mojej wyobraźni... Nie będę się wykłócał, że nie ma racji. I mam nadzieję, że taka osoba też nie będzie. Każdy może mieć własne zdanie, czasem można go dowieść a czasem pasuje tylko jedno określenie: "o gustach się nie dyskutuje". Ja to po prostu tak czuję i nie widzę w swoich odczuciach powodu aby odwrócić się od Boga. A wykłócanie się nie jest najlepszym sposobem żeby przekonać osobę o całkiem odmiennych poglądach. Boga po prostu trzeba poczuć. Uważam, że więcej mogę zdziałać swoim świadectwem. Osoba, która widzi jak taki człowiek żyje Bogiem również zacznie w niego wierzyć, albo będzie pełna podziwu dla wiary takiej osoby. A gdy taka osoba widzi, że ten tylko tak mówi a tak naprawdę nie żyje Bogiem i jest hipokrytą to potrafi zwątpić. Oczywiście tutaj też wiele zależy od tego jak bardzo poznamy wnętrze tego człowieka. Czasem nie widać, że ktoś się cieszy z prezentu a w głębi duszy jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie ;)
Czasem się zastanawiam czy po mnie widać, że wierzę w Boga... Niestety sam tego nie dam rady określić, ale to co odczuwam to odczuwam. W środku na pewno wierzę w Jego istnienie. I takim akcentem zakończę tego posta :)

czwartek, 8 września 2011

Dlaczego czytanie książek jest ważne?

Coraz częściej odchodzi się od czytania książek. Brak czasu, chęci, presja środowiska i tym podobne przeszkadzają nam dostać się do świata pisanego. Poza tym jest jeszcze wiele powodów wpływających na to. Z mojej strony jest to na pewno brak czasu, a może bardziej dzielenie go na inne obowiązki i przyjemności oraz co szczególnie zauważam, gdy mam w planie przeczytać jakieś lektury to brak chęci – lenistwo.

Rynek oferuje nam wiele innych ciekawszych zajęć od czytania książek lub alternatyw. Jedną z nich jest kino. Możemy obejrzeć sobie film zamiast męczyć się czytając małe literki. Przyznacie sami – jest to dość łatwe rozwiązanie. Alternatywą jest również słuchanie audiobook’ów. Jedne są odpowiednio reżyserowane (podział na role, odpowiednio dobrane głosy itp.), inne po prostu czytane przez jedną osobę. Przydatne, gdy nie ma się czasu na czytanie ale uszy ma się wolne :)

Książki nie tylko uczą czy też opisują historię. Dzięki nim uczymy się języka – mniej lub bardziej poprawnego. Znajdujemy wzorce do naśladowania, rozwiązania i wyjścia z różnych sytuacji, mądrości życiowe i tym podobne. Jednak przede wszystkim książki rozwijają wyobraźnię. Pozwalają oderwać się od świata – wejść w inny przez co pomagają nam się odprężyć. Zawsze powtarzam, że wyobraźnia to potężna machina. Ludzie bez niej wydają się puści i szarzy. Dzieje się tak dlatego, że ludzie z wyobraźnią potrafią marzyć, łatwiej jest im wybrać sobie cel w życiu i dążyć do niego. Książki również rozwijają myślenie, przewidywanie, kreatywność i tak dalej.  Film niestety zabiera nam możliwość wyobrażenia sobie tego fikcyjnego świata – mamy wszystko podane na tacy.

Osobiście mało czytam ale i tak znacznie więcej niż statystyczny mieszkaniec polski . Oczywiście nie pochłaniam książek jak mój kolega (4 tomy na weekend?) :D Tak nawiasem to bardzo lubię fantasy i kryminały. Z fantasy moim idolem jest Pratchett a z kryminałów Coben.

Na koniec chciałbym jeszcze raz zaznaczyć, że czytanie książek jest bardzo ważne. Nie tylko w celu do edukowania się czy też oderwania od rzeczywistości, ale przede wszystkim w celu rozwijania cech wymienionych wyżej, które są bardzo potrzebne w codziennym życiu.

poniedziałek, 5 września 2011

Mata :D

Dzisiaj tak mnie natchnęło na matematyce... Bo tak na prawdę to uczymy się wielomianów, indukcji i innych pierdół, których w praktyce jako zwykli przeciętni ludzie raczej nie wykorzystamy. Ale to wszystko nie idzie jednak na marne... a mianowicie uczymy się tam wykorzystywać informacje poznane już wcześniej. I połączyłem sobie to z życiem.. W życiu też trzeba umieć wykorzystywać swoje umiejętności i inne rzeczy nabyte wcześniej. Więc warto uczyć się tej maty mimo iż wydaje się nam to czasem kompletnie bez sensu, a jestem pewny, że kiedyś umiejętność wykorzystywania na różne sposoby nabytego doświadczenia zaowocuje w naszym życiu.

sobota, 3 września 2011

piątek, 2 września 2011

Temat stary jak świat


Zachęcam Was do przeczytania pewnego artykułu o czystości napisanego przez mojego przyjaciela. Tak więc, miłego czytania:

 „Niech ludzie uważają, że intencja wierności i zachowanie czystości jest czymś niższym od emocji i uczuć. „ C. S. Lewis

            Miłość, zakochanie, erotyzm, seks. Coś co towarzyszy gatunkowi ludzkiemu od zarania dziejów. Pisząc to zastanawiam się, czy jakiekolwiek słowo, które teraz moja klawiatura skrzętnie przyjmuje na swe klawisze, nie było już wykorzystane w jakimś eseju/traktacie/pracy naukowej/wierszu/poemacie napisanym w przeszłości. Ten temat, stary jak świat, był podejmowany setki i tysiące razy przez przedstawicieli różnych kultur, religii, epok historycznych. Podejmowany był na różne sposoby, z różnych stron, w różnej formie i w różnych celach. Naprawdę nie wiem, czy cokolwiek można tu jeszcze dodać. A jednak spróbuje, gdyż mam małe, kiełkujące ziarenko pewności, że można. Dlaczego? Bo każdy człowiek coś wnosi do tej pięknej miłosnej symfonii dziejów. Każda para dwojga kochających się ludzi jest kolejnym dwudźwiękiem. Poza tym, sam twierdze, że nie ma rzeczy niemożliwych. Kto myśli inaczej jest naprawdę cienki.
            Tak więc, przejdźmy do tematu. Pewne badania psychologiczne wykazały, że mamy w mózgu takie coś, nazwane od swego kształtu, ciałem migdałowym. Według psychologów jest to ośrodek odpowiedzialny za najbardziej podstawowe emocje, jak instynkt opiekuńczy, podstawowe emocje, czy miłość (Co prawda wielu naukowców z tej grupy uważa, że taki sam ośrodek znajduje się gdzieś indziej w mózgu, ale psycholodzy zwykli kłócić się nawet odnośnie własnych butów, czy aby ich rozmiar nie jest urojeniem). Kolejnym ważnym ośrodkiem, który pozwoli nam zrozumieć co się dzieje z człowiekiem podczas rejestrowania bodźców ukochanej osoby, jest prawa półkula mózgowa, odpowiedzialna za kojarzenie, emocje wyuczone, oraz empatię.
            Dobrze. Mam nadzieje, że większość czytelników zauważyła, że mamy dwa osrodki w mózgu. Jeżeli jakaś matka kopnie w krocze pedofila, który chce zgwałcić jej dziecko, to działa pod wpływem ciała migdałowego. Jeżeli dziewczyna wzdycha do gwiazd myśląc o ukochanym, to prawdopodobnie pracuje jej prawa półkula. Wobec tego łatwo można stwierdzić, ze miłość matczyna będzie mniej narażona na manipulacje szatana, niż miłość do osoby płci przeciwnej. Dlaczego? Pomijając bardzo niechlubne przypadki, instynkt macierzyński nie pozwoli matce na skrzywdzenie swojego dziecka. Inaczej jest w tej drugiej relacji. Gwałty, przemoc, seksualna dominacja, dyskryminacja płciowa i jeszcze możnaby długo wymieniać. Sprowadza to do jednego: nasza biedna prawa półkula uczy się za naszego życia i to najczęściej dzięki doświadczeniom od okresu niemowlęctwa, do późnego okresu dojrzewania mamy spaczony obraz miłości. Wszelkie osoby duchowne, które stwierdzą, że jest tu za mało o Bogu i szatanie, od razu uprzedzam: mamy XXI wiek. Należy w końcu pogodzić religię z rozumem. I nie twierdźcie, że się nie da. Nie ma rzeczy niemożliwych. A o czym to ja pisałem? O spaczeniach.
            Dlaczego Bóg miałby nas narażać na tak wielkie ryzyko, skoro jest miłosierny, a tyle przez to nieszczęść? Myślę, że dał nam te możliwość kształtowania siebie samych, żeby po pierwsze odróżnić nas od zwierząt, a po drugie wzbogacić nas. Ludzie bez tej możliwości byliby o wiele słabsi i mniej wartościowi. Wszak najlepszą stal hartuje się w ogniu. Poza tym każdy człowiek jest stworzony do rzeczy wielkich. Skądś musi brać siłę na nie. I Bóg dał nam tę siłę właśnie w te sfery. Abyśmy mogli kochać potężniej, niż sami jesteśmy silni. Dlatego szatan chce tutaj wykorzystać swoja okazję: wszak więcej szkód przyniesie wybuch elektrowni jądrowej, niż zepsucie się wiejskiego młyna.
            A jakie zagrożenia wnosi dzisiejszy świat w te strefę? Na pewno nie sa to zagrożenia nowe. Bardziej bym powiedział, stare, ale o największym w historii zasięgu. Przejdźmy do sedna, a zacznijmy w porządku chronologicznym, czyli od narodzin człowieka. Najmłodsze lata tego małego homo sapiens przebiegają najczęściej w rodzinie. Tam się kształtuje pierwszy obraz miłości damsko-męskiej (dlatego czymś całkowicie bzdurnym jest stwierdzenie, że homoseksualiści mogą wychować dzieci tak samo dobrze, jak normalna rodzina). Tutaj tez mogą wystąpić pierwsze skrzywienia. Gdy ojciec bije matkę, to chłopiec to widzi i rozumuje, że kobiet nie trzeba szanować. Zaś dziewczynka rozumie, że nie warto szacunku wymagać, gdyż wtedy otrzyma się dodatkowe razy. Gdy ktoś zgwałci małe dziecko, to ono zacznie postrzegać swoją seksualność, jako coś złego i skażonego. Jest duże prawdopodobieństwo, że samo zostanie pedofilem. Nasza seksualność dana jest nam po to, żebyśmy w czystości i poszanowaniu się nią cieszyli. Szczególnie dotyczy to dziewczyn, które szukają potwierdzenia swojej piękności. W wieku dojrzewania często taka dziewczyna pokazuje siebie nago jakiemuś chłopakowi z niemym zapytaniem: „czy jestem piękna?” Jeżeli chłopak będzie wystarczająco dojrzały, żeby jej nie skrzywdzić i potwierdzi, jej piękno, jednocześnie lekko naciskając na to, żeby się szanowała, to najgorsze zostało uniknione. Jednakże tak rzadko bywa. Najczęściej chłopak zmasturbuje się przy jej fotkach, prześle je do kumpli i wszyscy dziewczynę wyśmieją. Będzie to dla niej sygnał: „nie jesteś piękna, gardzę tobą.” Dziewczyna się załamie i pójdzie do innego chłopaka. Przejdźmy teraz do chłopca, nagich fotek i masturbacji. Chłopcy nie potrzebują potwierdzenia, czy są piękni. My mamy fioła na punkcie siły. Więc według takiego chłopca, jeżeli widzi nagie fotki dziewczyny, czy w ogóle inna pornografie, to on ją zdobywa. A zdobywcy przecież są silni. I tu zaczyna się problem. Zgadzam się z Lewisem, że są lepsze i gorsze dni („ludzkie falowanie”). W czasie gorszych dni, chłopak będzie miał kryzys swojej męskości i szczególnie będzie odczuwał swoją samotność (np. dziewczyna go rzuci.) wiec, jak sami się domyślacie, zgrzeszy. I będzie grzeszył coraz częściej, bo z tego bardzo trudno się wychodzi. Prościej jest szturmować zamek z piasku, niż wziąć udział w prawdziwej bitwie, czyt. Życie. Dlatego masturbacja jest dziecinna. Przejdźmy dalej. Nasz człowieczek zakochał się i jest teraz razem z jakąś dziewczyną. Kochają się nawzajem. I on dalej poszukuje potwierdzenia swojej męskości. Więc chce seksu. A dziewczyna, która szuka potwierdzenia swojego piękna, wie, że on na nią leci. Czyli niby wszyscy zadowoleni. Niby. Bo budują na piasku. Nie dostana tego, czego pragną od dziecka. W dodatku młodość jest chwiejna. Pokłócą się i zerwą ze sobą. Dlatego, pomijając nawet ryzyko wpadki,  powinno się wstrzymać z seksem do ślubu. Musze się przyznać, że kiedyś sam miałem liberalne poglądy odnośnie seksu. I gdybym powiedział, ze to religia je zmieniła, czy miłość do Jezusa, to bym skłamał. Tak naprawdę zmieniły je moje pierwsze relacje z dziewczynami. Seksem można człowieka nieźle zranić. Zwłaszcza w młodym wieku. A jest złota zasada: starać się nie ranić. A teraz przejdźmy do dziewczyny. Miała już 5 chłopaków, oddała się każdemu. Granice między nią a prostytutką coraz bardziej się zacierają. Więc postanawia na swoim ciele zarobić. I trafia na dno moralne. Chyba nie musze tłumaczyć, dlaczego prostytucja jest zła.
            Tak wiec, podsumowując nasza zdolność do kochania i nasza seksualność są naszymi największymi skarbami, które powinniśmy szanować, cenić i strzec. A gdzie wielkie skarby, tam zlatują się hieny i złodzieje. Dlatego tak bardzo ta sfera życia jest atakowana przez szatana. Powinniśmy się bronić, szukając wsparcia u Boga i we własnym sumieniu. Ludzie, nie dajcie się okraść.

Elrandir

czwartek, 1 września 2011

Conieco o Maryśce...

Ahh te kobiety… potrafią zakręcić w gło… ee.. wróć. Nie ten temat. Ale coś w tym jest… A czym jest potocznie zwana maryśka?  To wysuszone kwiatostany żeńskich roślin konopi indyjskich zawierające substancje psychoaktywne. Ma ona w zależności od warunków działanie: uspokajające, lekko euforyzujące i przeciwbólowe, pobudzające apetyt, rozkurczające mięśnie, zmniejszające ciśnienie śródgałkowe i rozszerzające oskrzela. Badania wykazują, że marihuana nie uzależnia fizjologicznie. Więc dlaczego rząd jej nie zalegalizuje? Przecież jest mniej szkodliwa od innych dostępnych i bardzo popularnych używek takich jak alkohol czy papierosy, ma również zastosowanie w medycynie itp.

Na początku przyczepię się do uzależnienia. Faktycznie, maryśka nie uzależnia fizjologicznie, ale może uzależniać psychicznie. To tak samo jak z komputerem, telefonem, masturbacją i innymi rzeczami.

Marihuana w formie skręta zawiera więcej substancji smolistych niż w zwykłych papierosach. Co może skutkować przewlekłym zapaleniem oskrzeli, odkrztuszaniem plwociny, dusznościami oraz nowotworami układu oddechowego.

Jakieś badania przeprowadzone przez amerykański Narodowy Instytut Nadużywania Narkotyków (NIDA) wykazały, że osoby, które zaczęły palić marihuanę przed 17 rokiem życia, są 3,5 raza bardziej narażone na podjęcie prób samobójczych w przyszłości niż osoby, które zaczęły palić później. Ciekawi mnie tylko czy nie ma tutaj na to wpływu czynnik depresji. Mam na myśli, że osoby zaczęły brać używkę po to, aby oderwać się od rzeczywistości, a później nie mając innych „ucieczek” wpadli w taki dołek, że postanowili skończyć ze swoim życiem. Zawsze mnie martwi takie myślenie, bo to jest dość egoistyczne podejście. Samobójstwo ulży tylko tej osobie (albo i nie w końcu może trafić do piekła, co nie?) a innym ludziom, przede wszystkim bliskim namnoży problemów i bólu. I zawsze jest ktoś komu na nas zależy choć nie zawsze taki ktoś się ujawnia, bądź jeszcze go nie znaleźliśmy ;)

Pogadaliśmy sobie o pierdołach a teraz czas na poważniejsze argumenty. Konopie indyjskie są modyfikowane genetycznie. Nie mam pojęcia po co. Może by uzyskać lepsze efekty w produkcji bądź w doznaniach po zażyciu. Jednym słowem takie eksperymenty mogą się źle skończyć. Nie można też zapomnieć o dierach, którzy dodają chemię do sprzedawanego produktu by dawał większego kopa. Bardzo często przy tym eksperymentując, co w efekcie może prowadzić nawet do śmierci. Chociaż gorsze od śmierci może być zgłupienie człowieka, stanie się roślinką i tym podobne. Była taka dziewczyna, jedna z najlepszych uczennic, piękna, utalentowana i wgl. Ale zaczęła brać i tak jej mózg wyssało, że teraz trzeba się nią stale opiekować.

Kolejnym ważnym argumentem jest działanie marihuany polegające na zaburzeniach percepcji. Zmienia ocenę postrzegania czasu, pojawiają się zaburzenia koncentracji i postrzegania oraz przede wszystkim sprawia, że mamy zwidy, czyli przenosimy się do nierealnego świata. Skutkować to może zwiększoną ilością wypadków samochodowych spowodowanych zażyciem zioła, czy też innymi nieprzewidzianymi skutkami. Słyszałem kiedyś o pewnym małżeństwie, które ugotowało swoje dziecko jak kurczaka. W prawdzie nie wiem na ile jest to prawdą i pod wpływem jakich dragów zostało to zrobione jednak wydaje się to dość prawdopodobne. A co jeśli osoba pod wpływem ganji będzie chciała kogoś zabić? Albo sobie wyskoczy z okna bo będzie myślała, że potrafi latać?

Idąc dalej ludzie będą chcieli lepszych doznań, bo to po pewnym czasie będzie mało wystarczające i będą szukać mocniejszych narkotyków, lub maryśki z domieszkami. Oczywiście jest takie coś jak tolerancja odwrotna występująca przy systematycznym zażywaniu THC powodująca nadwrażliwość na ten związek. Ale jednak ganja może się w końcu znudzić, lub ktoś powie, że taki a taki narkotyk ma lepsze działanie i wtedy się zacznie…

Polecam również wysłuchać gościa, który też niewinnie zaczął a potem zaczęła się jego przygoda. Na szczęście wyszedł z tego, ale już nigdy nie będzie taki jaki był przedtem. Z resztą posłuchajcie sami (długie ale warto, chociażby po to, aby móc próbować obalać jego argumenty wzięte z jego doświadczenia)  http://patrz.pl/mp3/bodek-narkotyki

Wyżej wymienione argumenty dowodzą, że maryśka jest niebezpieczna. Oczywiście wszystko zależy od tego jak bardzo jesteśmy dojrzali by ją przyjmować, jednak różnica pomiędzy nią a alkoholem jest taka, że alkoholu możemy się napić tak żeby nie być pijanym a maryśka zawsze będzie działała od razu psychoaktywnie. Dlatego właśnie mówię „nie!” dla jej legalizacji.

Na koniec dodam tyle, że znam ludzi, którzy nie potrzebują takich środków, aby móc odlecieć czy też się odprężyć. Ba! Sam do nich należę. Warto mieć jakieś odskocznie od życia. Może jakieś hobby, albo coś w czym się realizujemy? Jakieś odpały i inne głupie głupawki też są zajefajne! Fakt faktem, że potem ludzie się jakoś tak dziwnie patrzą, ale to też może być zabawne :D Potem można być z siebie dumnym, że nic się nie bierze a ma się lepszy odlot od niejednego ludzia biorącego używki. Pokażmy, że potrafimy się bawić bez alkoholu, narkotyków i tym podobnych środków!