wtorek, 15 listopada 2011

20dollars2surf.com - Czyli jak zarobić żeby się nie narobić

Chcesz zarobić kase w łatwy i szybki sposób? Dobrze trafiłeś. 20dollars2surf jest właśnie tym czego szukasz!

Wystarczy tylko, że zainstalujesz baner a punkty, które można potem zamienić na prawdziwe pieniądze, same będą się nabijać.

Dodatkowo jest jeszcze wiele innych sposobów na zdobywanie punktów czy też pieniędzy. Mamy do wyboru klikanie w reklamy, gry (bingosurf, koło fortuny), konkursy, czy też tworzenie sieci znajomych, którzy również będą pracować na nasze konto.

Jedyne co musisz zrobić to kliknąć w poniższy baner, wpisać swój email i kliknąć dołącz
zarabiaj pieniądze

Następnie ściągamy program, instalujemy go, wypełniamy wymagane informacje i cieszymy się surfbarem, który nabija nam punkty!

Ile można zarobić?
Średnio za 1000 punktów możemy uzyskać $0,11-$0,14. Na pierwszy rzut oka przelicznik z pewnością nas nie zadowala. Ale spokojnie! Jeśli będziesz spędzał dużo czasu przy komputerze i brał udział w grach, konkursach czy innych formach zarobku oferowanych przez 20dollars2surf to w ciągu miesiąca możesz zarobić całkiem przystępną sumkę. Oczywiście nie mówimy tutaj o setkach, czy tysiącach złotych, ale jest to świetny sposób na dorobienie sobie do wypłaty.

Bardzo wielkim atutem jest tak zwana sieć znajomych. Otóż każdy kto zarejestruje się w 20dollars2surf otrzymuje swój unikatowy link dzięki któremu będzie mógł zapraszać swoich znajomych do wzięcia udziału w wyżej wymienionym projekcie. Jeśli ktoś zarejestruje się w serwisie z naszego reflinka to będziemy otrzymywać aż 10% jego zarobków. Mało? Na pierwszy rzut oka tak, ale możemy tworzyć sieć znajomych aż do 10 stopnia, a wtedy nasze zarobki będą rosły w rekordowym tempie - mam tutaj na myśli setki a nawet tysiące złotych miesięcznie!
Pieniądze można wypłacać na konto w bankach internetowych tj. AlertPay, PayPal, Hipay i tak dalej. Następnie można je przelać na swoje konto bankowe i cieszyć się zarobionymi pieniędzmi. Próg wypłacalności wynosi $20.

Zapraszam do wzięcia udziału ;)

sobota, 29 października 2011

Kolejna walka z krzyżem?

Czytając portal gazeta.pl dowiedziałem się, że Gorzowski radny twierdzi, iż powinno się usunąć krzyże z poboczy. Swoje zdanie argumentuje tym, że jest to profanacja symboli religijnych a ponad to takie rzeczy rozpraszają kierowców. 


" Pobocza i drogi nie są miejscami do stawiania krzyży i zniczy. Dla mnie - jako wierzącego - jest to profanacja. Chodniki i pobocza nie są miejscami godnymi dla krzyża. Jest to nieposzanowanie symbolu religijnego. Miejscami czczenia zmarłych jest kościół i cmentarz." Ironizując - noszenie krzyża na szyi nie jest odpowiednim miejscem bo nie godzi się, by krzyż był pomiędzy piersiami kobiety... Toż to profanacja... Noszenie różańca na palcu również jest profanacją. Przecież robimy różne rzeczy rękoma... A w kościele to już go w ogóle nie powinno być - w końcu do kościoła chodzi tylu grzeszników, że nie są godni, aby go oglądać. No i śmiejąc się z wypowiedzi pana Andrzeja Szyjkowskiego ("Od czczenia pamięci zmarłego nie są pobocza, na które sikają psy i koty!") Usuńmy kościoły bo na ich miejscu  też kiedyś sikały psy i koty. Z resztą dalej to robią, bo nie da się zabronić kotu wchodzenia na teren kościelny.


Jak dla mnie panu radnemu coś się pomieszało. Niech po prostu powie, że prowadzi otwartą walkę z krzyżem zamiast używać takich bzdurnych argumentów i wszyscy będą happy. 


Dobra, ale wracając do tematu - nie wnikam czy ktoś szanuje ten symbol czy nie. Profanacją to na pewno nie jest - dla mnie jest to uczczeniem pamięci zmarłego i przy okazji przestrogą dla innych (żeby na przykład zwolnili i uważniej jeździli).  No i kogo rozprasza mały krzyż postawiony na poboczu? Zapewne znajdą się i tacy, których rozprasza, ale usunięcie takich małych "pomników" na pewno nie zmniejszy ilości wypadków drogowych. To tak samo jak reklamy, drzewa i inne tego typu rzeczy, które możemy spotkać na drodze, łącznie z ludźmi.


Osobiście nie stawiałbym tego typu pomników przy drodze - nie czuję i raczej nie będę czuł takiej potrzeby - ale żeby od razu tego zabraniać?


Patrząc z innego punktu widzenia jest to również świadectwo wiary. Chociaż podejrzewam, że dla większości ludzi jest to po prostu uczczenie zmarłego. Czy powinno się tego zabraniać? To godzi w uczucia bliskich, którzy chcą jakoś upamiętnić drugiego człowieka. 


Czym jest krzyż? Dlaczego ludzie chcą się go tak bardzo pozbyć z przestrzeni publicznej? Dlaczego tak bardzo ludziom przeszkadza...? Miłujmy się! Ja nie oburzam się na to, co nosisz i co pokazujesz i oczekuję tego samego od Ciebie. Tzn... są pewne granice np. powszechnie kojarzący się z Hitlerem i jego działaniami hakenkreutz - noszenie tego znaku było by lekką przesadą, nie uważacie? I nie mówić mi, że to jest znak szczęścia i nie widzi się w tym nic złego. Raczej wszystkim ten symbol odpowiednio się kojarzy. Są pewne granice i zasady moralne, którymi powinniśmy się kierować. I jeszcze raz to powtórzę - ja nie czepiam się tego co nosisz i co wyznajesz i oczekuję tego samego od Ciebie.

"Zburzyli koszary Pułku Huzarów Grodzieńskich" - czy powinniśmy pozwalać na takie działania?

"Nie ma już stuletniego budynku koszar przy 29 Listopada 5. W sobotę jego ocalałe jeszcze ściany powaliła koparka. Prywatny inwestor z premedytacją zniszczył cenny zabytek."


Na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż to nie pierwsza taka akcja ze strony deweloperów. Nie będę tutaj opisywał całej sytuacji - jest pełno artykułów o tym, jak i innych tego typu zdarzeniach. Chciałbym tutaj nieco skomentować tego typu działania i ukazać je z jak najbardziej obiektywnej strony.


Wiele tego typu rozbiórek jest wbrew prawu, a konsekwencje nie są wyciągane, bądź są wyciągane w taki sposób, że taka akcja wciąż się opłaca inwestorom. Według mnie przepisy powinny zostać zaostrzone tak, żeby nikt więcej nie odważył się robić takich rzeczy. Nie ważne czy budynek powinien stać na swoim miejscu, czy po prostu przeszkadza - prawo powinno się szanować. Dlaczego? Może dojść do sytuacji, że zostanie zburzony bardzo cenny zabytek, a to tylko dlatego, że ktoś miał swoje "widzimisię" i chciał czerpać więcej korzyści ze swojej inwestycji.


Po zaostrzeniu prawa może dojść do sytuacji, gdzie niektóre "zabytki" będą po prostu przeszkadzały - chociażby w komunikacji miejskiej, czy to będą niepotrzebnie obciążały budżet, czy nawet zagrażały ludzkiemu życiu - a nie będzie możliwości rozbiórki budynku, bo ktoś będzie uważał, że wszystko jest w porządku. W takiej sytuacji prawo jest prawem, ale jak pewnie wiemy z doświadczenia nie jest idealne i często jest chore - podobnie jak ludzie, którzy je stanowią. Co wtedy? Nic się nie zrobi. Stanie się komuś krzywda i dopiero wtedy odpowiednie osoby zmądrzeją.


Jako kraj nie powinniśmy też zapominać o naszej historii. Burzenie tego typu budynków w pewnym stopniu przyczynia się do amnezji i swego rodzaju znieczulicy polaków.


Niektóre budynki tworzą pewien klimat miasta. Weźmy chociażby podany wyżej przypadek. Warszawa jest dość klimatycznym miastem - a koszary wzmacniały ten klimat. Teraz zostanie tam wybudowany apartamentowiec i tyle będzie z klimatu. Nie lubię mieszaniny typowej starości z super nowoczesnością. Albo miasto jest utrzymywane w klimatach średniowiecznych, czy też przedwojennych, albo jest modernistyczne. Nie chcę tutaj powiedzieć, że zabytków nie powinno się odrestaurowywać - na co często polska nie ma kasy. Bardzo mi się podoba, gdy jakaś kamieniczka jest w ładnym stylu odremontowana, natomiast nie podobają mi się budynki, które same się zapadają pod swoim ciężarem i tak tylko stoją bo nie ma funduszy, czy też zgody na odnowienie, bądź wyburzenie. Z resztą komu podobają się ruiny w centrum miasta? Tylko psują widoki i zagrażają życiu.


Osobiście nie jestem zwolennikiem trzymania każdego zabytku , jednak szanuję to, że inni lubią tego typu budowle i nie przeszkadzają im w codziennym życiu. Żyjemy w Polsce, gdzie każde większe miasto ma swój historyczny wydźwięk, a jeśli komuś to się nie podoba to niech wyjedzie za granice, albo wybuduje swoje modernistyczne miasto. Fakt faktem jesteśmy trochę zacofani jako kraj i czasem ubolewam nad tym, że nie ma tutaj drapaczy chmur, wykwintnych restauracji, ekskluzywnych hoteli i tak dalej, ale nie można mówić, że brakuje nam miast na poziomie - chociażby Wrocław, czy Kraków. Chciałbym po prostu podkreślić, że trzeba umieć połączyć historię z teraźniejszością lub zaczynać budowę nowoczesnych miast od początku.


A jakie jest Twoje zdanie w kwestii burzenia zabytków i zastępowania ich nowszymi budowlami? Powinniśmy pozwalać, aby nasze państwo, które zwykle nie ma pieniędzy na utrzymywanie zabytków, zakazywało przedsiębiorcom tworzenia nowej Polski? Zapraszam do dyskusji w komentarzach.

piątek, 28 października 2011

Dewota

Jesteś dobrym, obowiązkowym
skorym do pomocy człowiekiem
Tak bardzo zaangażowanym w grupy przykościelne
Człowiekiem, który jest tak blisko Boga
a tak na prawdę nie ma z Nim nic wspólnego
Zwykły cham, pieprzony dewota
Sprawiedliwość ziemska cie nie dosięgnie
lecz pamiętaj, że podobno wierzysz w sąd ostateczny...

Jesteś radosny?
Oszukuj się dalej
Wierzysz w to co chcesz wierzyć
Radości bez miłości nigdy nie osiągniesz
Ranienie innych też nie jest przepisem
przepisem na szczęście...

Ja już wiem
że możesz sobie to wszystko schować do pudełka nicości
Do swojego odbicia w lustrze
Do swojego pudełka przepełnionego własną nicością
Uciekaj... Uciekaj!
Bo gdy cie dopadnę stracisz to wszystko

Zaufałem
Uwierzyłem
Szanowałem

Chóry aniołów już czekają na wyrok
Sędzia wchodzi, wszyscy padają na twarz
prócz....
Zbyt pewny siebie...
Wyrok wydany
Żegnaj!

sobota, 22 października 2011

Jak działają wróżki?

Coraz bardziej modne staje się korzystanie z usług wróżek, jasnowidzów czy też czytanie horoskopów. Co wpływa na to, że się do nich wybieramy? Jakie czynniki sprawiają, że im wierzymy? Skąd wiedzą tak dużo o nas? Czyżby to wszystko im mówiła kryształowa kula, albo nasza ręka? Czy to magia czy może trafne strzelanie na oślep?

Zacznę od najprostszej kwestii. Siedzę sobie na ławce i podchodzi do mnie cyganka:
-Widzę, że jesteś silnym i zdrowym młodzieńcem, ale wiem, że w środku czujesz niepokój.
Ha! Brawo spostrzegawczości. To jest tylko inteligentne zaczęcie rozmowy, mające na celu częściowe otworzenie człowieka na siebie. Bo w końcu skąd ona to wie, skoro tego nie okazuję? Ale powiedzcie mi, kto nigdy w życiu nie czuł niepokoju w sercu? Kto nigdy nie przechodził miłosnych rozterek? Kto zawsze był szczęśliwy i nieskrzywdzony przez świat? Odpowiedź jest bardzo prosta: nikt. No chyba, że się znajdzie taki to niech napisze mi w komentarzach, ciekawy jestem.

No dobra, ale skąd wróżka po chwili rozmowy jest w stanie powiedzieć nam kim jesteśmy? Jest to tak zwany zimny odczyt. Polega on na uzyskiwaniu informacji poprzez analizę mowy ciała, sposobu mówienia, ubioru i tym podobnych. Czasem wystarczy pokazać zdjęcia, czy inne rzeczy, a wróżka potrafi powiedzieć nam wiele faktów z naszej przeszłości.

Wyżej wymieniona metoda dzieli się na kilka technik. Krótko opiszę najbardziej popularne. Pierwszą będzie technika ostrzeliwania, wykorzystywana głównie, gdy mówi się do tłumu. Polega na mówieniu dużej ilości ogólnikowych informacji (które są bliskie prawdy, bądź są prawdziwe) następnie obserwowanie na jakie argumenty reaguje tłum i rozwijanie ich. Taki mówca używa zdań w stylu:

  • "Widzę kobietę, z którą nie jesteś spokrewniony. Ktoś, kogo pamiętasz z dzieciństwa, przyjaciółkę matki, macochę. Widzę ciemność w jej klatce piersiowej, raka albo chorobę serca." 
  • "Jest na sali osoba, która zna Anie." 
  • "Widzę problemy z sercem u seniora rodu, ojca, dziadka, może wuja… Widzę ból w klatce piersiowej u starszego mężczyzny w twojej rodzinie."
  • "Widzę starszego mężczyznę w twoim życiu, który chce ci przekazać, że choć czasem mieliście konflikty, to wciąż ciebie kocha."
Kolejną techniką są sformułowania Forera. Polega na mówieniu ogólnikowych informacji w taki sposób, aby człowiek czytający uwierzył, że są o nim. Zwykle są formułowane tak aby można było je doprecyzować na wiele sposobów, czy też po prostu się z nich wywinąć. Mają na celu prowokowanie słuchaczy do uściślenia tych informacji, tak by umożliwić stworzenie dłuższych i szczegółowych opisów osoby. Głównie wykorzystuje się je w horoskopach. Częste zdania to:
  • "Wyczuwam, że czasem czujesz się niepewnie, szczególnie w otoczeniu osób, których dobrze nie znasz."
  • "Trzymasz w domu mnóstwo nieuporządkowanych starych fotografii."
  • "W dzieciństwie miałeś nieprzyjemne zdarzenie z udziałem wody."
  • "Masz problem z przyjacielem albo krewnym."
  • "Twój ojciec zmarł po ciężkiej chorobie."
Ostatnią bardzo często wykorzystywaną techniką jest tęczowy fortel. To zdania które opisują jakąś cechę i zarazem jej przeciwieństwo. Wypowiedzi medium są zwykle niejasne i często wewnętrznie sprzeczne. Mówiąc to pozwala wierzyć, że dobrze zna daną osobę, podczas gdy praktycznie nic o niej nie powiedział. Wykorzystuje tutaj fakt, że każdy z nas doświadcza obu stron pewnych emocji. Takie zdania mogą wyglądać następująco:
  • "Zwykle jesteś pogodną i pozytywnie nastawioną osobą, ale był czas, kiedy nie byłaś zbyt szczęśliwa."
  • "Jesteś dobrą i uczynną osobą, ale kiedy ktoś straci twoje zaufanie, to potrafisz naprawdę się wściec."
  • "Powiedziałbym, że często jesteś cicha i nieśmiała, ale w dobrym nastroju możesz łatwo stać się centrum uwagi."
Czasem może dojść nawet do takiej sytuacji, gdy medium samo zaczyna wierzyć w to wszystko co robi.

Teraz coś o sprzecznościach we wróżeniu, czy kontaktowaniu się ze światem metafizycznym. Na przykład karty tarota. Skoro raz zostały takie karty wybrane to za drugim razem również powinny być takie same. Albo gdy jedna wróżka przepowiedziała nam taką przyszłość to druga powinna przepowiedzieć taką samą. A co z UFO, duchach i tym podobnymi? Czemu spirytyści nie zapytają ich jak jest w zaświatach? Dlaczego porwani przez ufo nie spytają jakich technik używają żeby się do nas dostać? A gdy spróbuje się ich spytać o te zagadnienia to odpowiadają coś w stylu "Los jest chwiejny i zmienia się z minuty na minutę" a gdy już na prawdę nie potrafią wytłumaczyć mówią "Energia jest blokowana, koniec sesji".  To tylko niektóre sprzeczności jednak jest ich o wiele więcej.

Podsumowując te wszystkie wróżki, spirytystów i innych tego typu ludzi mogę śmiało stwierdzić, iż są zwykłymi wyzyskiwaczami i wcale nie zależy im na naszym dobru tylko na ogromnej kasie jaką trzepią z tego interesu. Bo gdyby im zależało na dobru to po pierwsze nie brali by za to pieniędzy. Tacy ludzie mają ogromną wiedzę psychologiczną i świetną intuicje. Manipulują nami i żerują na naszej naiwności. Niektórzy nawet wiedzą jak oni działają a nadal chodzą do nich i wierzą w to wszystko... Czemu? Nie wiem.. może chcą usłyszeć coś miłego, dowartościować się, albo mają jakiś problem, którego sami nie rozwiążą (i którego tak na prawdę nikt nie rozwiąże) ale chcą wierzyć, że to co powie wróżka się stanie... Dla dociekliwych polecam Darrena Browna, który wyjaśnia to wszystko co napisałem w tym artykule.

Na koniec krótka notka dlaczego kategorycznie mówię "nie!" takim usługom. Pierwsza kwestia to manipulacja. Skup się... A teraz nie myśl o czerwonym.




O czym myślisz? 




Tak samo jest z przepowiadaniem przyszłości. Powie mi taka, że natrafię na jakiegoś niebezpiecznego typa w sklepie i jeszcze przez przypadek zrobię niewinnej osobie krzywdę, bo będę myślał, że jest niebezpieczna. Takie myśli jest ciężko wyrzucić ze swojego umysłu. Jako przykład nawiążę do pewnej sytuacji, która mnie spotkała. Podchodzi do mnie cyganka i mówi:
-Widzę, że jesteś silnym i zdrowym młodzieńcem, ale wiem, że w środku czujesz niepokój. - nie odzywając się popatrzyłem na nią a ona po chwili kontynuowała - chciałbyś, żebym ci powróżyła? Za jedyne 2 złote przepowiem ci twoją przyszłość.
- Nie dziękuję
- Znasz swoją przyszłość?
- Oczywiście, że znam - odpowiedziałem pewny siebie
- A wiesz kiedy umrzesz?
- Oczywiście, że wiem.
- A wiesz, że dzisiaj umrzesz ?
- Oczywiście, że wiem.
- No to powodzenia - zrobiła mi krzyżyk na drogę i odeszła z tupetem.

Niby nic - przecież wiedziałem na jakiej zasadzie to wszystko działa, jak i również wiedziałem, że powiedziała mi to tylko po to żeby mnie wystraszyć i nie ma to żadnego pokrycia z rzeczywistością. W końcu kto może mi powiedzieć kiedy umrę? Płatni mordercy i tym podobni się nie liczą. Odpowiedź jest prosta - nikt. Bo nikt nie może być pewny co kiedy się wydarzy. Jednak ciężko było pozbyć się słów z pamięci "A wiesz, że dzisiaj umrzesz?" Można się na to wszystko uodpornić, można znaleźć metodę aby pozbyć się tych myśli, tylko po co ryzykować zrobienie czegoś głupiego tylko dlatego, że ktoś nami manipuluje? Nie zmienimy tego. Nasza podświadomość, zawsze będzie robiła swoje, w większym lub mniejszym stopniu.

No i oczywiście z punktu widzenia wierzącego chrześcijanina, jest to brak zaufania do Boga. Skoro wierzę jakiejś osobie przepowiadającej mi brednie, a nie wierzę w Boży plan to coś tu jest nie tak. A, i krótki komentarz do Darena Browna, który uważa, że chrześcijanie nie chodzą do wróżek, bo się boją. A boją się dlatego, że nie wiedzą na jakiej zasadzie to wszystko działa. Fakt, wróżbiarstwo poniekąd nie ma nic wspólnego z kontaktowaniem się z duchami - o czym świadczą wyżej wymienione argumenty. Ale są zagrożeniem duchowym dla nas, chociażby z tego względu, że nie zawierzamy się Bogu przez co otwieramy furtki szatanowi. Piszę poniekąd, bo diabeł jest sprawcą wszelkiego zła na ziemi, a manipulacja, wiara w inne bóstwa i tak dalej to jego działka.


Cytaty zostały zaczerpnięte z:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zimny_odczyt

wtorek, 18 października 2011

Modlitwa do aniołów, świętych, Maryi i innych istot poza Bogiem jest bluźnierstwem!


Zacznę od tego, czym jest modlitwa. W KKK mogę przeczytać następującą definicję „Modlitwa jest wzniesieniem duszy do Boga lub prośbą skierowaną do Niego o stosowne dobra”  lub „Modlitwa to wypowiedź skierowana do Boga” (źródło: http://www.elekcje.echleb.pl/lekcje/022.pdf) albo prostsza i chyba najbardziej popularna, sformułowana przez Klemensa Aleksandryjskiego  „rozmowa z Bogiem” (źródło: http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=870). Czyli modlitwa jest to moja osobista lub wspólnotowa rozmowa z Bogiem i z nikim innym.

W takim razie ludzie modlący się do świętych, aniołów czy też Maryi są bluźniercami. Bo skoro modlitwa to rozmowa z Bogiem, to ja modląc się do świętego, tworzę sobie z niego bożka. Co podlega pod przykazanie „nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną”.

W takim razie czemu w Kościele mówi się „pomódlmy się teraz do Maryi, aby wypraszała nam łaski u Boga” albo „pomódlmy się do św. Krzysztofa o pomyślną podróż” czy też do anioła stróża?  Niestety jest to błędne sformułowanie. Nie modli się do nich, tylko przez ich wstawiennictwo. Albo inaczej - prosi się ich o modlitwę za nas, lub w przypadku aniołów stróżów, prosi się o opiekę.

Skutki takich prostych błędów widać w niektórych domach. Ołtarzyki i inne cuda wianki dla jakiegoś świętego, czy też nieustanne klepanie formułek, nie zastanawiając się nad ich sensem. Nikt ich nie uświadomił o tym, że to Bóg udziela nam wszystkich łask, a oni się tylko za nami wstawiają i wypraszają je.  Potem powstają jakieś skrajności i herezje.

Zapewne wielu z was odebrała mnie teraz, że nie uznaję istot pozaziemskich – nic bardziej mylnego. Uznaję je, tylko walczę z modlitwą do nich. Tak. DO nich, a nie PRZEZ nich. Chociaż osobiście częściej rozmawiam z samym Bogiem aniżeli przez jakiegoś świętego. Niemniej jednak, jeśli kogoś prośba skierowana do świętego o modlitwę zbliża do Jahwe, to nie widzę w tym nic złego.

środa, 12 października 2011

Kamienie


Trzy kamienie
jeden młodszy drugi starszy
trzeci pomiędzy…

Większy, mniejszy?
lepszy, gorszy?
może jednego przypływ weźmie
może ktoś go wyrzuci
może sam ucieknie
może sam się zniszczy

Huragan szaleje
ogień płonie
statek tonie
las niszczeje

Co się stało z kamieniami?
Czas pokaże…

Polska hańba czy duma?

Dzisiaj na joemonsterze zobaczyłem sobie filmik, przedstawiający afgańskie dziecko mówiące po polsku. Wszystko fajnie, możemy być dumni z tego, że ludzie za granicą uczą się polskiego... ale zanim coś napisze zobaczcie sami :)


Pośmialiśmy się a teraz do rzeczy. Czy dalej możemy być z tego dumni? Wybaczcie, może ktoś się ze mną nie zgodzi, ale Polska w świecie kreuje się jako kraj pijaków, ludzi bez kultury i złodziei. Stanowczo się temu sprzeciwiam, ale niestety ludzie wolą pamiętać te złe rzeczy (ot na przykład załączony wyżej filmik, naszych kochanych rządzących bijących się o stołek na szczycie w Brukseli,  albo ten gościu co przejechał 60 krajów wjechał do polski i pierwszego dnia mu rower ukradli) aniżeli te, które warto zapamiętać. Czasem fajnie jest się pośmiać z obcokrajowców piszących komentarze na YT treści podobnej do tych "This is zajebiste kurwa. Whatever it means" albo "No driver license and no helmet? Must be in Poland", czy też tego, ale pokażmy, że mamy kulturę! Pomijając już kulturę słowa, w świecie można spotkać wiele sytuacji, gdzie polak nie potrafi się kulturalnie zachowywać. I to już nie tylko moje spostrzeżenie, ale również i znajomych, którzy podróżują po świecie, czy też tego co o nas piszą za granicą. Niestety muszę to napisać: Wstyd mi za nas!

*Tak, jest to uogólnienie polskiej mentalności, czy może bardziej stereotyp, ale z czegoś się wziął, nieprawdaż?

czwartek, 6 października 2011

Starodzieniec


Głupiś jeszcze młodzieńcze
że swą wiarą góry przenosić pragniesz
A ty staruchu wcale nie lepszy
gdy zrzędzie mądrość swą odstępujesz
Głupiś jeszcze młodzieńcze
Uczucia prowadzą po zgubnej ścieżce
Starcu pozbawiony miłości
nie wierzysz, że żyć możesz jeszcze
Mi już niewiele zostało
 
lecz pragnę Ciebie życia nauczyć
Życie samo mnie uczy
by w słowa twe nie wierzyć

Nie będę rad czerpał
gdy za oknem zieleń rozkwita
Więc idźże do lasu
może mądrość do Ciebie zawita
Staruchu bezradny
nie wierzysz w to co sam stworzyłeś
Ma wiara już dawno umarła
lecz ty twórz póki jeszcze nie śniłeś

Me sny zostaw w spokoju
lepiej zajmij się sobą
Bo życie marzeniem nie jest
tylko zwykłą chorobą

I tak serce boli małego chłopca
bo nie usypali mu kopca
Śmiej się błaźnie póki możesz
bo za słowo swe odpowiesz

Starzec mądrość swą już strawił
i swe życie mi zostawił
Śmiej się błaźnie póki możesz
bo za słowo swe odpowiesz

Już od dawna żyją w świecie
pewnie dobrze o tym wiecie
mówią, plotą te pierdoły
zamiast wrócić się do szkoły
Morał z tego płynie taki
by połączyć te dwa smaki
bo gdy życie się rozwinie
nikt okrętem nie popłynie

środa, 5 października 2011

Dlaczego swój związek warto oprzeć o Boga?


Zacznę od tego, że są ludzie wierzący i nie wierzący w Boga, ale tak naprawdę każdy z nas w coś wierzy. Wierzymy chociażby w to co nas uczą w szkole (np. że Mount Everest jest najwyższym szczytem świata, że równik ma 40 tyś km)  albo w to co nam mówią w wiadomościach itd. Oczywiście nie musimy w to wierzyć i możemy sobie sami sprawdzić, ale było by to kłopotliwe, nieprawdaż? Jest też drugi rodzaj wiary. Wiara w świat poza ziemski, wiara w Boga. Łatwiej jest nam uwierzyć ludziom, którzy przecież tak często oszukują niż Bogu, który nas nigdy nie oszukał, który miłuje nas pomimo naszej upadłości i nieustannie daje nam szanse.

Do czego zmierzam? Zmierzam do tego, że ludziom wierzącym i opierającym swój związek na fundamencie wiary jest łatwiej przebaczyć swoje przewinienia. Jest łatwiej połączyć się znowu w jedno nawet po ogromnej burzy. Dzieje się tak dlatego, ponieważ zrozumieliśmy Bożą miłość. To, że Bóg nam zawsze przebacza i czeka na nas z otwartymi rękami, niezależnie od tego jak tego jak bardzo zgrzeszyliśmy. Oczywiście przebaczenie następuje wtedy, gdy sami chcemy je przyjąć i się zmienić. Również przez to, że zesłał nam swojego jedynego Syna, aby swoim cierpieniem odkupił świat pokazuje wzór miłości. Przez to wielkie cierpienie jakiego Chrystus doświadczył na krzyżu, jakiego doświadczył od nas, uczy przebaczać bliźnim i oddawać za nich życie. A uczy dlatego, ponieważ cierpienia nigdy się nie pozbędziemy. I właśnie wtedy, gdy doświadczymy Bożą miłość jest nam łatwiej kochać ludzi. Może nie tyle co łatwiej kochać, ale pojmujemy istotę miłości i jest nam łatwiej dążyć do ideału, ponieważ go znamy.

No tak, może masz rację, ale są małżeństwa niewierzące w Boga, które potrafią trwać, aż do śmierci i są szczęśliwi. Nie twierdzę, że nie. Jednak z doświadczenia wiem, że Bóg nas przemienia wewnętrznie. Posłużę się przykładem bardziej wymownym od moich pewnej bliskiej mi osoby. Bardzo nie lubiła obecności pewnego kolegi swojego męża i mimo, iż chciała się zmienić nie potrafiła. Zawsze się denerwowała i nie potrafiła być przy tym człowieku, ale w końcu zaczęła się modlić o przemianę.  O to, aby zaczęła miłować tego człowieka. W rezultacie nastąpiła przemiana, oczywiście nie od razu i nie tak nagle. Trochę to potrwało. Teraz już nie przeszkadza jej ten człowiek i nie denerwuje się gdy on przyjeżdża.

Jeszcze jeden powód przychodzi mi do głowy w sprawie oparcia swojego związku na Bogu. Jest to wspólna modlitwa, niekoniecznie razem (mam na myśli siedzenie obok siebie), ale w tym samym czasie. Takie duchowe połączenie. Gdy wypracujemy w sobie wspólną modlitwę to łatwiej jest się nam zbliżyć duchowo do siebie. A za tym idzie polepszenie relacji ze sobą. To mniej więcej coś w rodzaju robienia tych samych ulubionych rzeczy tylko trochę bardziej trwałe.

Ostatnim argumentem jakim się  posłużę, jest wspólny cel w życiu, czyli zbawienie. Ten to potrafi połączyć ludzi wiary. Jako przykład obrazujący tą teorię posłużę się biegiem na orientacje. Jest drużyna, która ma do siebie jakieś „ale”, jednak chcą wygrać bieg. Dlatego muszą połączyć swoje siły i jak najlepiej je wykorzystać. Muszą się skumplować i nieco bliżej poznać, chociaż by po to, żeby wyznaczyć osobę z odpowiednimi preferencjami do zadania. Drobne sprzeczki nie mogą urosnąć do rangi awantury, nie mówiąc już, że awantury w ogóle nie powinny mieć miejsca, ponieważ drużyna się rozpadnie i nie osiągnie celu. I właśnie ten cel ,jakim jest wygranie biegu, przybliża ich do siebie. Nie jest to najlepszy przykład, ale niestety lepszego nie potrafiłem wymyślić.  Nie mniej jednak mam nadzieję, że wiecie co miałem na myśli.

Jest wiele sposobów na budowanie naszej wspólnej małżeńskiej relacji z Bogiem. Wspólne modlitwy, chodzenie na Mszę, czy też należenie do tych samych grup parafialnych. Można tak wymieniać i wymieniać. Co małżeństwo to sposób. A skoro dwoje ludzi po ślubie staje się jednym ciałem to trochę głupio budować tylko cząstkę fundamentu, albo każdy fundament osobno. Jedno to znaczy zgodnie i razem. Bo przyjdzie wichura, zburzy tą część bez fundamentu i dom się rozpadnie. I może uda się go odbudować, ale będzie to bardzo ciężkie. A jeśli jest już tak ciężko odbudować dom z fundamentem to pomyślmy sobie jak ciężko będzie odbudować dom bez fundamentów…

poniedziałek, 3 października 2011

"Żony niechaj będą poddane swym mężom" Czyli o moim ideale małżeństwa


Tak mnie naszło, żeby napisać co nieco o ideale małżeństwa. Wprawdzie w rzeczywistości dość rzadko jest osiągany, może właśnie przez to że idealni nigdy nie będziemy a osiąganie ideałów jest praktycznie niemożliwe...
Jeśli jesteś feministką... albo nie. Przeczytajcie do końca i zobaczycie o co mi chodzi.

W liście do Efezjan możemy przeczytać "Żony niechaj będą poddane swym mężom" (Ef 5,22a). I tutaj zaczyna się bunt kobiet... Przecież kobieta nie może być sługusem faceta. To jest takie rzeczowe traktowanie. Pewnie też pojawiły się tutaj myśli, że kobieta tylko do garów i tak dalej. Nic z tych rzeczy. Kobieta nie powinna być sługą dla faceta i nie powinna być rzeczowo traktowana.
Porównam relacje małżeńską do poddanego i króla. A przynajmniej do ideału jakim te relacje powinny być. Jest poddany i jest on dobrze traktowany przez swojego króla. Król daje mu miejsce gdzie może sobie działać, daje mu zarabiać i tak dalej. Poddany nabiera szacunku do niego, są na przyjacielskich warunkach. Jeśli król ma jakiś pomysł wprowadzenia nowości do państwa to przedyskutowuje sobie to z poddanymi, zbiera opinie, lub sam podejmuje słuszną decyzję, z której później będą płynęły korzyści. Chce dla obywatela jak najlepiej i żyje ze wszystkimi w zgodzie czy też w jedności. Jest wielkim panem narodu. Osobiście cieszyłbym się gdybym miał takiego władcę.
Tak samo kobieta powinna być traktowana wyjątkowo. A reszta rzeczy takich jak podział obowiązków, robienie sobie małych niespodzianek itd. wypływa z miłości i dogadania się.

Teraz nieco o roli faceta. Wiele razy spotkałem się, ze sprzeciwem ludzi, że jestem skryty w sobie ze swoimi problemami. Osobiście widzę to tak: mam dobry system odskoczni i rozładowywania emocji, potrafię sobie jakoś wytłumaczyć i rozwiązać pewne sprawy. Jeśli jednak nie potrafię, mam ogromniasty problem i czuję, że długo tak nie pociągnę to zwracam się z tym do osób którym ufam. Dobra ale co to ma do rzeczy jeśli chodzi o relacje małżeńskie? Ano ma tyle, że facet powinien być podporą i wsparciem dla kobiety, a nie przylatywać do niej z każdą pierdółką. Ma być mężny i mądry.
Nie mówię tutaj o tym, żeby przymykał oczy na sprawy, które go bolą, a które płyną ze strony żony czy też innego źródła. Nie mówię tutaj również o tym, żeby nie mówił żonie tego, co dzieje się w jego wnętrzu. Wręcz przeciwnie - żona powinna znać wnętrze męża. I zawsze powinna być dla niego podporą. Nie mniej jednak mąż nie powinien być cienkim bolkiem, który użala się nad swoim życiem tylko silnym mężczyzną. 

Czyli jednym słowem obydwoje powinni się wspierać i dopełniać, ale z tego, iż ogólnie większość facetów nie ma większych problemów z podejmowaniem decyzji i z przyjmowaniem ich konsekwencji , hierarchia powinna być odpowiednio poukładana. Nie mówię tutaj o odwrotnej sytuacji, gdzie dziołcha jest zaradna a facet to dupa.

Powtórzę się, ale myślę że warto. Kobieta nie ma być traktowana jak służąca, jak pomiot. Nie ma być bita, krzywdzona i Bóg wie jeszcze co. Kobieta jest wyjątkowa i jest darem. Powinna być traktowana ze szczególnym szacunkiem i opieką. A małżeństwo powinno tworzyć jedność. To taki mój mały ideał, z którym pewnie sam będę miał problem i którego nigdy w pełni nie osiągnę. No ale cóż... żeby nie było nudno trzeba się cały czas doskonalić a warto wiedzieć, w którym kierunku iść :)

Na końcu chciałbym jeszcze podziękować koledze, który mnie naprostował w pewnej ważnej kwestii.

środa, 28 września 2011

(Nie)zaufane zaufanie


Pewien lisek zaprzyjaźnił się z człowiekiem
budowali zaufanie przez długi długi czas
Lecz pewnego dnia lisek miał poważny problem
ale nie wiedział czy może w pełni zaufać człowiekowi
Postanowił go sprawdzić, wystawić ich zaufanie na próbę

To był deszczowy dzień
lisek przyszedł do człowieka i poprosił go o przysługę
poprosił go o pilnowanie nory podczas jego nieobecności
ale postawił pewne warunki
pod żadnym pozorem nie ma wchodzić do jego nory
człowiek pytał czemu lecz nie uzyskał odpowiedzi
gdy lisek odchodził człowiek zawołał za nim
powiedział, że jeśli będzie ulewa to schroni się w jego norze
zwierzątko odpowiedziało aby pamiętał o warunkach

To był deszczowy dzień…

Chwila ciszy
ciszy przed burzą
człowiek postanowił się schronić

Czy zrobił dobrze?
Przecież wciąż pilnował nory
a gdy lisek powrócił…

Czy ta próba zniszczyła to wszystko co budowali?
Taka głupia rzecz…
nie wchodź tam – zaufaj mi
Jak lisek może teraz ufać?
A może to właśnie wina liska, że nie podał powodu…
ale czy na tym polega zaufanie?

Może lisek zawalił sprawdzając czy może ufać
sprawdzając…
czyżby sam do końca nie ufał?

Kto zawinił…?

Teraz to już nie ma znaczenia
Stało się
chwila zaspokojenia chwilowych potrzeb
chwila zniszczenia wszystkiego
chwila próby
piasek czy skała?

Głupi człeku!
i.. głupi lisku…
pozostaje nadzieja
że to skała…

niedziela, 18 września 2011

Wymarzony statek śmierci

Ktoś postanowił zbudować statek
piękny zamysł projektu kiełkował w jego głowie
przemyślał co musi zrobić
zebrał potrzebne materiały
zebrał ludzi do pracy
budowa rozpoczęta
szkielet postawiony, teraz reszta...
zostały już tylko maszty i żagle

To pierwszy taki statek
wieść o nim rozeszła się po całym świecie
data wodowania ustalona

Nadszedł wielki dzień
tłumy wiwatują
statek zwodowany

Ciekawi mnie jedno...
 czy konstruktor sprawdził czy wszystko gra?
czy szkielet został poprawnie złożony?
czy wszystko jest szczelne?
czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik?

Bilety skasowane
ludzie na pokładzie
statek odpływa

Znika za linią horyzontu
jeszcze nie wiedzą...
Czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik?
Głupie pytanie...
Oczywiście...
Oczywiście, że nie
Pan Inżynier zbyt mocno marzył
zapomniał...

Ktoś zabił w dzwon
"Woda na pokładzie!"

Panika powoli wlewa się do łodzi
kapitan dostrzegł usterkę
statek już od początku skazany był na porażkę
nieprzemyślane decyzje
brak nadzoru na budowie
a to tylko jedna źle założona deska szkieletu
jedna głupia wręga...

Statek zatonął
zostały tylko wspomnienia
rozdarte nagłówki gazet rozdmuchiwane przez wiatr
zdjęcia które już na zawsze pozostaną w pamięci
I krótki morał...

Ktoś powiedział, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny
więc biorę ją na swoje barki
o tyle mądrzejszy, albo o tyle głupszy
czy okryję się niesławą do końca życia?
czy może uda mi się odzyskać dobre imię?
a może ktoś da mi szanse jeszcze raz?
może ktoś poda mi rękę...
a może w końcu wyciągnę wnioski
może już nigdy nie popełnię tego samego błędu
tylko czy ktoś da mi jeszcze szansę...?

piątek, 16 września 2011

Macierzyństwo a wiek

"60-latka została matką! Taka wiadomość mogłaby liczyć na miejsce na gazetowych czołówkach, choć w ostatnich latach świat kilkakrotnie obiegały wieści o kolejnych "rekordach" późnego macierzyństwa. Wykorzystując cudze jajeczka i syntetyczne hormony, współczesne ludzkie matki dobiegają siedemdziesiątki."

Zaciekawiła mnie ta krótka notka umieszczona w national geographic, dlatego postanowiłem ją nieco skomentować. Głównie chodzi mi o ostatnie zdanie - "Wykorzystując cudze jajeczka i syntetyczne hormony". Dlaczego ludzie w nienaturalny sposób próbują zapłodnić kobiety w wieku, w którym są już niepłodne?

Może odezwał się matczyny instynkt? Może dlatego że chce się pochwalić przed przyjaciółkami? Może nie ma co robić w domu? A może jestem tak głupi i nie dostrzegam jakiegoś poważnego powodu?

Zastanówmy się czy chcielibyśmy, aby nasi rodzice mieli 85 lat, gdy zaczynamy chodzić do liceum? No ja raczej nie... W wieku nastoletnim naturalnie odsuwamy się od rodziców. Kwestia naszego charakteru czy z tym walczymy czy nie. Chcąc nie chcąc starsi ludzie potrzebują opieki - mniejszej lub większej. Nie zawsze są zdolni do wychowywania. Już nie wspominam tutaj o kondycji fizycznej - jedni mają ją doskonałą nawet w tak starym wieku, inni nie ruszają się dalej niż własne łóżko. Poza tym czasy się zmieniają a ludzie w podeszłym wieku nie nadążają za nowinkami co również wpływa w pewnym stopniu na rozwój dziecka.

Istnieje również obawa, że będziemy wyśmiewani. W związku z tym presja otoczenia może być tak duża, że zostawimy naszą potrzebującą babcie. Eghem, przepraszam - mamę.

Późne rodzicielstwo ma też konsekwencje nieodwracalne dla dziecka. Mówię tutaj o autyzmie. Amerykańscy naukowcy dowiedli, że późne rodzicielstwo zwiększa prawdopodobieństwo zachorowania dziecka na tę chorobę. Więcej na ten temat można poczytać tutaj.

No i niestety jest większe prawdopodobieństwo na jakiekolwiek powikłania u kobiet.

Średnia długość życia kobiet na świecie wynosi 67,84 a mężczyzn 63,89. W Polsce jest nieco wyższa. W takim razie 70 letnie matki ryzykują osierocenie dzieci. Niestety dom dziecka nikomu nie zastąpi prawdziwego domu.a chcąc nie chcąc do pewnego wieku naszym jedynym autorytetem są rodzice.

Tak więc podsumowując naturalny mechanizm jest tutaj trochę zachwiany, czy to z przyczyny ilości lat takich rodziców, czy chociażby z tego, że jednego ktoś może wzywać z drugiego świata, a w najgorszym przypadku dwóch. Według mnie dziecko takich starszych rodziców będzie miało trochę wykrzywiony i stary światopogląd, co go niestety w pewnym stopniu skrzywdzi. Oczywiście biorę tutaj pod uwagę większość starszyzny, czyli tą z reguły schorowaną i nieco zacofaną, bo te super babcie co wygrywają różne zawody, prowadzą aktywny tryb życia i są "na czasie" mogły by się poniekąd sprawdzić w tej roli. Nie mniej jednak wolałbym mieć super babcie niż super mamo-babcie, ponieważ nic nie zastąpi mi moich rodziców, którzy mają swój w miarę odpowiedni (naturalny) wiek do wychowywania mnie :)

środa, 14 września 2011

Szkoła

Dzisiaj mieliśmy 8 lekcji z czego jedna to wf, druga to religia a trzecia to fiza na pozostałych mieliśmy zastępstwa. Niby fajnie, powinienem się cieszyć bo w zasadzie nic na tych zastępstwach nie robiliśmy tylko 5 godzin robiliśmy co chcemy w klasie. Jednak te 5 godzin bardziej mnie zmęczyło od normalnych lekcji. Wręcz się tam zanudziłem :D Tak wiem dziwny jestem - mieć do wyboru 3 maty i 2 polskie lub luźne lekcje a woleć opcje pierwszą.

wtorek, 13 września 2011

Naiwność ludzi

Dlaczego ludzie są tak naiwni? Wychodzę z kościoła, patrzę a przy bramie siedzi ludź i zbiera pieniądze... Co ludzie robią? Wrzucają mu! Ciekawi mnie po co.

Czemu jesteśmy tak naiwni i wierzymy w to co pisze na kartce, którą trzymają w ręku?

Tak tak wiem, znowu jestem bezduszny. Przecież oni nie mają na chleb, środki czystości, ubrania i tak dalej. Jakie to smutne ;(  Tylko czemu temu leniowi nie chce się iść do punktu caritas czy innych temu podobnych? Czemu nie chce mu się iść na probostwo po chleb czy inne środki do życia potrzebne? Nie wiem jak w innych parafiach ale u mnie można spokojnie zapukać na probostwo i poprosić o jakiś datek (nie mówię tu o pieniądzach) i  księża jeśli mają to dadzą. Albo po prostu niech po domach popuka (chociaż pewnie wielu by nawet drzwi nie otworzyło).

Wybaczcie mi moją ironie i brak uczuć w stosunku do tych ulicznych zbieraczy, ale niestety prawda jest taka, że zdecydowaną większość z nich mogę spotkać potem leżących gdzieś w rowie spitych do nieprzytomności, albo w barze na piwku i papierosach uprawiając przy tym hazard...

W zasadzie nie mam nic przeciwko publicznemu zbieraniu kasy ALE niech weźmie gitarę, bębenek, harmonijkę i pogra coś czy zaśpiewa, albo niech zrobi na rynku show czy coś co ludzie jeszcze robią żeby zarobić. Niech pokaże, że stara się o tą kase i chce coś zrobić żeby dorobić. Fakt faktem może nie mieć takich możliwości, ale np rozdawanie ulotek nie boli a zawsze jest to jakaś kasa. Każda dorywka będzie dobra tylko trzeba chcieć albo być kreatywnym. A takie żerowanie na naiwności czyli jednym słowem robienie z nas głupków i idiotów raczej nie jest dobre. Przynajmniej ja nie czuję się dobrze, gdy ktoś poza mną robi ze mnie idiotę.

Żebranie jest najprostszą formą zarobku, jest dla ludzi którym się po prostu nie chce ruszyć dupska albo głowy i pomyśleć. Ci ludzie którzy na prawdę potrzebują pieniędzy zwykle nie żebrają tylko normalnie pracują i chwytają się wszystkiego co przynosi zysk.

Oczywiście nie mówię tu o ludziach bez rąk i nóg (i pozostałych niepełnosprawnych) bo oni raczej nie mieliby możliwości czegoś zagrać czy rozdawać ulotek, ale jak ktoś jest kreatywny to sobie poradzi. Nie wierzysz? Nick Vujicic jest tego najlepszym przykładem. Polecam obejrzeć sobie filmu o nim http://www.youtube.com/watch?v=VfEQdhCLdig


sobota, 10 września 2011

Bóg...

Naszła mi myśl, żeby napisać o Bogu...
Wielu uważa, że słuchanie Jezusa jest idiotyzmem, że Bóg nie istnieje i tak dalej. Oczywiście nie da się udowodnić istnienia Boga, ale Jezusa już bardziej - mam tutaj na myśli historyczną postać, która żyła jakieś 2000 lat temu. Wtrącę iż wypełnianie woli Bożej nie jest idiotyzmem, ponieważ w idei jest dążenie do świętości, tak więc ciągłe udoskonalanie się i tworzenie lepszego świata. Piszę dążenie bo na szczęście nie ma ideałów na tej ziemi - idealny świat byłby po prostu nudny i bezcelowy.

Ale nie o tym chciałem tutaj napisać. Chciałem napisać o tym jak doświadczam Boga w swoim życiu. To jest bardzo ciekawe bo nie doświadczam Go jakoś szczególnie na modlitwie wspólnotowej. A najbardziej nie lubię takich modlitw co grają na uczuciach (jakieś świeczki, odpowiedni klimat, muzyka, charyzmaty nadzwyczajne itp) Oczywiście czasem są takie momenty gdzie wychodzę cały naładowany by wielbić Boga, ale to są rzadkości. Może dlatego, że coś szwankuje z modlitwą osobistą? Podobno jak się nie potrafi modlić osobiście to nie da się modlić we wspólnocie. Problem jest tylko w tym, że na modlitwie osobistej bardzo często odczuwam działanie Boga, czyli wychodziłoby na to, że jednak potrafię się samemu modlić. Więc modlitwa osobista jest jedną z form doświadczania Go. Ale to nie wszystko. Czasem mam jakieś prośby... czasem są dość głupie patrząc z perspektywy czasu, czasem przydały by mi się w życiu. Nie wiem, czy Bóg jest jakimś kawalarzem czy coś ale czasem tą najgłupszą prośbę spełni... Pozostaje mi się cieszyć, że też ma poczucie humoru. Czasem dość dziwne... np robi całkiem odwrotnie niż sobie tego życzę, po czym wychodzi, że to On miał rację... i weź tu się z takim zakładaj :D
Dość często nie chce mi się uczyć. Ale są czasem naprawdę takie dni, kiedy nie mam okazji nawet zajrzeć co muszę wiedzieć na dany spr czy kartkówkę.Czasem wystarczy, że się pomodlę i następnego dnia dowiaduję się, że mamy zastępstwo albo sprawdzian jest przełożony. Oczywiście gdy nie chce mi się uczyć to zwykle taki sprawdzian się odbywa i dostaję z niego najzwyklejszą kapę.
Czasem też przychodzą takie dni, kiedy coś mnie trapi... czasem są to dołki, czasem jakieś trudne sprawy gdzie trzeba podjąć poważną decyzję. Dużo wtedy rozmawiam z Bogiem, dużo też sobie rozmyślam. Czasem znajdę odpowiedź na moje pytanie w Biblii a czasem przyjdzie mi po prostu do głowy. Zachwycająca jest moc, przekaz i uniwersalność Pisma Świętego. Pamiętam taki jeden zabawy dzień na rekolekcjach. Otóż zmagałem się z pewnym problemem i cały ale to cały dzień był tak jakby ułożony specjalnie pode mnie. Czytania, psalmy, konferencje, tematy spotkań i po prostu wszystko dawało mi odpowiedź na moje pytanie. Może nie tyle co odpowiedź na pytanie, ale przekonanie mnie, że jednak nie mam racji. Po tym wydarzeniu stałem się bardziej odważny no i oczywiście o tyle mądrzejszy.
Kolejnym miejscem gdzie odczuwam Boga jest to po prostu otaczający mnie świat.
W drugim człowieku... Ludzie są tak niezwykli, że aż chce się żyć. I tak, mam tu też na myśli nawet tych uznawanych za środowisko za wyrzutków, najgorszych z najgorszych itp. Bo od nich się wiele uczę, przemyślam ich zachowania, staram się nie popełniać tych samych błędów i można tak wymieniać bez końca. Ale jeszcze większą radość mam, gdy taki ktoś wyzna, że jednak czyni źle i chce się zmienić ale nie potrafi. Wtedy widzę prawdziwy cud. Człowiek - cham zbolały, hipokryta, ktoś komu nie można ufać, fałszywiec- wyznaje że jego pewne cechy charakteru są złe i że chce je zmienić! To jest prawdziwy cud, a jest jeszcze większy, gdy uda się takiemu zmienić. I zawsze śmieję się z ludzi czekających na cud w postaci ferrari pod domem następnego ranka czy też wygranej w totka. Dla mnie większy jest ten mały cud, dzięki któremu taka osoba się zmienia :) Oczywiście branie wzoru z tych lepszych ode mnie też jest budujące, podziw dla nich i tym podobne. Np. bardzo podziwiam przedszkolanki... Ja bym chyba nie miał takiej cierpliwości do dzieci...
W przyrodzie która mnie otacza... Bardzo czasem jestem zaskoczony sprytem wykorzystywanym przez różne zwierzęta, czasem jestem po prostu zachwycony ich zachowaniami, albo tym jak niezwykle pięknie wyglądają. Wschody słońca, krajobrazy.. mmhm cuuuudooo! Czasem krajobrazy, różne widoki potrafią być tak piękne, że nie da się tego opisać. Niezwykłe rośliny tworzące ze sobą niesamowitą kompozycje... Po prostu otaczający mnie piękny świat, w którym dostrzegam Boga i oczywiście Jego działanie.
Czasem też próbuję się zmienić, ale sam nie potrafię. W takiej sytuacji modlę się do Boga aby mi pomógł pracować nad swoim charakterem. I co robi? Nie nie... nie zmienia mnie. Nie robi pstryk i już jestem lepszym człowiekiem. Jako harcerz mam takie coś jak próby na stopnie. Wybiera się tam cele, które się realizuje. Po zrealizowaniu określonych celów dostaje się stopień. Uczy to odpowiedzialności i pracy nad sobą. Fajnie mieć wyższy stopień, co nie? Oczywiście jest to tylko jeden z przykładowych spełniań moich próśb. Innym może być chociażby wzbudzenie żalu, gorzkie zapłakanie nad swoim zachowaniem.

Jest na prawdę wiele sposobów dzięki którym Bóg wskazuje mi drogę i pokazuje, że istnieje i jest przy mnie. Jakby nie patrzeć zwątpienie też jest jedną z form pokazania Jego istnienia. Absurdalne ale prawdziwe. Po takim okresie zwątpienia nasza wiara jest o tyle mocniejsza. Tak na prawdę nie da się udowodnić, że On istnieje - tak samo nie da się udowodnić, że Go nie ma. Dlatego nic wam nie chcę udowadniać. Bo wiara właśnie na tym polega - nie mam dowodu, ale wierzę, że Pan jednak istnieje. Może, ktoś powie, że to co odczuwam to wytwór mojej wyobraźni... Nie będę się wykłócał, że nie ma racji. I mam nadzieję, że taka osoba też nie będzie. Każdy może mieć własne zdanie, czasem można go dowieść a czasem pasuje tylko jedno określenie: "o gustach się nie dyskutuje". Ja to po prostu tak czuję i nie widzę w swoich odczuciach powodu aby odwrócić się od Boga. A wykłócanie się nie jest najlepszym sposobem żeby przekonać osobę o całkiem odmiennych poglądach. Boga po prostu trzeba poczuć. Uważam, że więcej mogę zdziałać swoim świadectwem. Osoba, która widzi jak taki człowiek żyje Bogiem również zacznie w niego wierzyć, albo będzie pełna podziwu dla wiary takiej osoby. A gdy taka osoba widzi, że ten tylko tak mówi a tak naprawdę nie żyje Bogiem i jest hipokrytą to potrafi zwątpić. Oczywiście tutaj też wiele zależy od tego jak bardzo poznamy wnętrze tego człowieka. Czasem nie widać, że ktoś się cieszy z prezentu a w głębi duszy jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie ;)
Czasem się zastanawiam czy po mnie widać, że wierzę w Boga... Niestety sam tego nie dam rady określić, ale to co odczuwam to odczuwam. W środku na pewno wierzę w Jego istnienie. I takim akcentem zakończę tego posta :)

czwartek, 8 września 2011

Dlaczego czytanie książek jest ważne?

Coraz częściej odchodzi się od czytania książek. Brak czasu, chęci, presja środowiska i tym podobne przeszkadzają nam dostać się do świata pisanego. Poza tym jest jeszcze wiele powodów wpływających na to. Z mojej strony jest to na pewno brak czasu, a może bardziej dzielenie go na inne obowiązki i przyjemności oraz co szczególnie zauważam, gdy mam w planie przeczytać jakieś lektury to brak chęci – lenistwo.

Rynek oferuje nam wiele innych ciekawszych zajęć od czytania książek lub alternatyw. Jedną z nich jest kino. Możemy obejrzeć sobie film zamiast męczyć się czytając małe literki. Przyznacie sami – jest to dość łatwe rozwiązanie. Alternatywą jest również słuchanie audiobook’ów. Jedne są odpowiednio reżyserowane (podział na role, odpowiednio dobrane głosy itp.), inne po prostu czytane przez jedną osobę. Przydatne, gdy nie ma się czasu na czytanie ale uszy ma się wolne :)

Książki nie tylko uczą czy też opisują historię. Dzięki nim uczymy się języka – mniej lub bardziej poprawnego. Znajdujemy wzorce do naśladowania, rozwiązania i wyjścia z różnych sytuacji, mądrości życiowe i tym podobne. Jednak przede wszystkim książki rozwijają wyobraźnię. Pozwalają oderwać się od świata – wejść w inny przez co pomagają nam się odprężyć. Zawsze powtarzam, że wyobraźnia to potężna machina. Ludzie bez niej wydają się puści i szarzy. Dzieje się tak dlatego, że ludzie z wyobraźnią potrafią marzyć, łatwiej jest im wybrać sobie cel w życiu i dążyć do niego. Książki również rozwijają myślenie, przewidywanie, kreatywność i tak dalej.  Film niestety zabiera nam możliwość wyobrażenia sobie tego fikcyjnego świata – mamy wszystko podane na tacy.

Osobiście mało czytam ale i tak znacznie więcej niż statystyczny mieszkaniec polski . Oczywiście nie pochłaniam książek jak mój kolega (4 tomy na weekend?) :D Tak nawiasem to bardzo lubię fantasy i kryminały. Z fantasy moim idolem jest Pratchett a z kryminałów Coben.

Na koniec chciałbym jeszcze raz zaznaczyć, że czytanie książek jest bardzo ważne. Nie tylko w celu do edukowania się czy też oderwania od rzeczywistości, ale przede wszystkim w celu rozwijania cech wymienionych wyżej, które są bardzo potrzebne w codziennym życiu.

poniedziałek, 5 września 2011

Mata :D

Dzisiaj tak mnie natchnęło na matematyce... Bo tak na prawdę to uczymy się wielomianów, indukcji i innych pierdół, których w praktyce jako zwykli przeciętni ludzie raczej nie wykorzystamy. Ale to wszystko nie idzie jednak na marne... a mianowicie uczymy się tam wykorzystywać informacje poznane już wcześniej. I połączyłem sobie to z życiem.. W życiu też trzeba umieć wykorzystywać swoje umiejętności i inne rzeczy nabyte wcześniej. Więc warto uczyć się tej maty mimo iż wydaje się nam to czasem kompletnie bez sensu, a jestem pewny, że kiedyś umiejętność wykorzystywania na różne sposoby nabytego doświadczenia zaowocuje w naszym życiu.

sobota, 3 września 2011

piątek, 2 września 2011

Temat stary jak świat


Zachęcam Was do przeczytania pewnego artykułu o czystości napisanego przez mojego przyjaciela. Tak więc, miłego czytania:

 „Niech ludzie uważają, że intencja wierności i zachowanie czystości jest czymś niższym od emocji i uczuć. „ C. S. Lewis

            Miłość, zakochanie, erotyzm, seks. Coś co towarzyszy gatunkowi ludzkiemu od zarania dziejów. Pisząc to zastanawiam się, czy jakiekolwiek słowo, które teraz moja klawiatura skrzętnie przyjmuje na swe klawisze, nie było już wykorzystane w jakimś eseju/traktacie/pracy naukowej/wierszu/poemacie napisanym w przeszłości. Ten temat, stary jak świat, był podejmowany setki i tysiące razy przez przedstawicieli różnych kultur, religii, epok historycznych. Podejmowany był na różne sposoby, z różnych stron, w różnej formie i w różnych celach. Naprawdę nie wiem, czy cokolwiek można tu jeszcze dodać. A jednak spróbuje, gdyż mam małe, kiełkujące ziarenko pewności, że można. Dlaczego? Bo każdy człowiek coś wnosi do tej pięknej miłosnej symfonii dziejów. Każda para dwojga kochających się ludzi jest kolejnym dwudźwiękiem. Poza tym, sam twierdze, że nie ma rzeczy niemożliwych. Kto myśli inaczej jest naprawdę cienki.
            Tak więc, przejdźmy do tematu. Pewne badania psychologiczne wykazały, że mamy w mózgu takie coś, nazwane od swego kształtu, ciałem migdałowym. Według psychologów jest to ośrodek odpowiedzialny za najbardziej podstawowe emocje, jak instynkt opiekuńczy, podstawowe emocje, czy miłość (Co prawda wielu naukowców z tej grupy uważa, że taki sam ośrodek znajduje się gdzieś indziej w mózgu, ale psycholodzy zwykli kłócić się nawet odnośnie własnych butów, czy aby ich rozmiar nie jest urojeniem). Kolejnym ważnym ośrodkiem, który pozwoli nam zrozumieć co się dzieje z człowiekiem podczas rejestrowania bodźców ukochanej osoby, jest prawa półkula mózgowa, odpowiedzialna za kojarzenie, emocje wyuczone, oraz empatię.
            Dobrze. Mam nadzieje, że większość czytelników zauważyła, że mamy dwa osrodki w mózgu. Jeżeli jakaś matka kopnie w krocze pedofila, który chce zgwałcić jej dziecko, to działa pod wpływem ciała migdałowego. Jeżeli dziewczyna wzdycha do gwiazd myśląc o ukochanym, to prawdopodobnie pracuje jej prawa półkula. Wobec tego łatwo można stwierdzić, ze miłość matczyna będzie mniej narażona na manipulacje szatana, niż miłość do osoby płci przeciwnej. Dlaczego? Pomijając bardzo niechlubne przypadki, instynkt macierzyński nie pozwoli matce na skrzywdzenie swojego dziecka. Inaczej jest w tej drugiej relacji. Gwałty, przemoc, seksualna dominacja, dyskryminacja płciowa i jeszcze możnaby długo wymieniać. Sprowadza to do jednego: nasza biedna prawa półkula uczy się za naszego życia i to najczęściej dzięki doświadczeniom od okresu niemowlęctwa, do późnego okresu dojrzewania mamy spaczony obraz miłości. Wszelkie osoby duchowne, które stwierdzą, że jest tu za mało o Bogu i szatanie, od razu uprzedzam: mamy XXI wiek. Należy w końcu pogodzić religię z rozumem. I nie twierdźcie, że się nie da. Nie ma rzeczy niemożliwych. A o czym to ja pisałem? O spaczeniach.
            Dlaczego Bóg miałby nas narażać na tak wielkie ryzyko, skoro jest miłosierny, a tyle przez to nieszczęść? Myślę, że dał nam te możliwość kształtowania siebie samych, żeby po pierwsze odróżnić nas od zwierząt, a po drugie wzbogacić nas. Ludzie bez tej możliwości byliby o wiele słabsi i mniej wartościowi. Wszak najlepszą stal hartuje się w ogniu. Poza tym każdy człowiek jest stworzony do rzeczy wielkich. Skądś musi brać siłę na nie. I Bóg dał nam tę siłę właśnie w te sfery. Abyśmy mogli kochać potężniej, niż sami jesteśmy silni. Dlatego szatan chce tutaj wykorzystać swoja okazję: wszak więcej szkód przyniesie wybuch elektrowni jądrowej, niż zepsucie się wiejskiego młyna.
            A jakie zagrożenia wnosi dzisiejszy świat w te strefę? Na pewno nie sa to zagrożenia nowe. Bardziej bym powiedział, stare, ale o największym w historii zasięgu. Przejdźmy do sedna, a zacznijmy w porządku chronologicznym, czyli od narodzin człowieka. Najmłodsze lata tego małego homo sapiens przebiegają najczęściej w rodzinie. Tam się kształtuje pierwszy obraz miłości damsko-męskiej (dlatego czymś całkowicie bzdurnym jest stwierdzenie, że homoseksualiści mogą wychować dzieci tak samo dobrze, jak normalna rodzina). Tutaj tez mogą wystąpić pierwsze skrzywienia. Gdy ojciec bije matkę, to chłopiec to widzi i rozumuje, że kobiet nie trzeba szanować. Zaś dziewczynka rozumie, że nie warto szacunku wymagać, gdyż wtedy otrzyma się dodatkowe razy. Gdy ktoś zgwałci małe dziecko, to ono zacznie postrzegać swoją seksualność, jako coś złego i skażonego. Jest duże prawdopodobieństwo, że samo zostanie pedofilem. Nasza seksualność dana jest nam po to, żebyśmy w czystości i poszanowaniu się nią cieszyli. Szczególnie dotyczy to dziewczyn, które szukają potwierdzenia swojej piękności. W wieku dojrzewania często taka dziewczyna pokazuje siebie nago jakiemuś chłopakowi z niemym zapytaniem: „czy jestem piękna?” Jeżeli chłopak będzie wystarczająco dojrzały, żeby jej nie skrzywdzić i potwierdzi, jej piękno, jednocześnie lekko naciskając na to, żeby się szanowała, to najgorsze zostało uniknione. Jednakże tak rzadko bywa. Najczęściej chłopak zmasturbuje się przy jej fotkach, prześle je do kumpli i wszyscy dziewczynę wyśmieją. Będzie to dla niej sygnał: „nie jesteś piękna, gardzę tobą.” Dziewczyna się załamie i pójdzie do innego chłopaka. Przejdźmy teraz do chłopca, nagich fotek i masturbacji. Chłopcy nie potrzebują potwierdzenia, czy są piękni. My mamy fioła na punkcie siły. Więc według takiego chłopca, jeżeli widzi nagie fotki dziewczyny, czy w ogóle inna pornografie, to on ją zdobywa. A zdobywcy przecież są silni. I tu zaczyna się problem. Zgadzam się z Lewisem, że są lepsze i gorsze dni („ludzkie falowanie”). W czasie gorszych dni, chłopak będzie miał kryzys swojej męskości i szczególnie będzie odczuwał swoją samotność (np. dziewczyna go rzuci.) wiec, jak sami się domyślacie, zgrzeszy. I będzie grzeszył coraz częściej, bo z tego bardzo trudno się wychodzi. Prościej jest szturmować zamek z piasku, niż wziąć udział w prawdziwej bitwie, czyt. Życie. Dlatego masturbacja jest dziecinna. Przejdźmy dalej. Nasz człowieczek zakochał się i jest teraz razem z jakąś dziewczyną. Kochają się nawzajem. I on dalej poszukuje potwierdzenia swojej męskości. Więc chce seksu. A dziewczyna, która szuka potwierdzenia swojego piękna, wie, że on na nią leci. Czyli niby wszyscy zadowoleni. Niby. Bo budują na piasku. Nie dostana tego, czego pragną od dziecka. W dodatku młodość jest chwiejna. Pokłócą się i zerwą ze sobą. Dlatego, pomijając nawet ryzyko wpadki,  powinno się wstrzymać z seksem do ślubu. Musze się przyznać, że kiedyś sam miałem liberalne poglądy odnośnie seksu. I gdybym powiedział, ze to religia je zmieniła, czy miłość do Jezusa, to bym skłamał. Tak naprawdę zmieniły je moje pierwsze relacje z dziewczynami. Seksem można człowieka nieźle zranić. Zwłaszcza w młodym wieku. A jest złota zasada: starać się nie ranić. A teraz przejdźmy do dziewczyny. Miała już 5 chłopaków, oddała się każdemu. Granice między nią a prostytutką coraz bardziej się zacierają. Więc postanawia na swoim ciele zarobić. I trafia na dno moralne. Chyba nie musze tłumaczyć, dlaczego prostytucja jest zła.
            Tak wiec, podsumowując nasza zdolność do kochania i nasza seksualność są naszymi największymi skarbami, które powinniśmy szanować, cenić i strzec. A gdzie wielkie skarby, tam zlatują się hieny i złodzieje. Dlatego tak bardzo ta sfera życia jest atakowana przez szatana. Powinniśmy się bronić, szukając wsparcia u Boga i we własnym sumieniu. Ludzie, nie dajcie się okraść.

Elrandir

czwartek, 1 września 2011

Conieco o Maryśce...

Ahh te kobiety… potrafią zakręcić w gło… ee.. wróć. Nie ten temat. Ale coś w tym jest… A czym jest potocznie zwana maryśka?  To wysuszone kwiatostany żeńskich roślin konopi indyjskich zawierające substancje psychoaktywne. Ma ona w zależności od warunków działanie: uspokajające, lekko euforyzujące i przeciwbólowe, pobudzające apetyt, rozkurczające mięśnie, zmniejszające ciśnienie śródgałkowe i rozszerzające oskrzela. Badania wykazują, że marihuana nie uzależnia fizjologicznie. Więc dlaczego rząd jej nie zalegalizuje? Przecież jest mniej szkodliwa od innych dostępnych i bardzo popularnych używek takich jak alkohol czy papierosy, ma również zastosowanie w medycynie itp.

Na początku przyczepię się do uzależnienia. Faktycznie, maryśka nie uzależnia fizjologicznie, ale może uzależniać psychicznie. To tak samo jak z komputerem, telefonem, masturbacją i innymi rzeczami.

Marihuana w formie skręta zawiera więcej substancji smolistych niż w zwykłych papierosach. Co może skutkować przewlekłym zapaleniem oskrzeli, odkrztuszaniem plwociny, dusznościami oraz nowotworami układu oddechowego.

Jakieś badania przeprowadzone przez amerykański Narodowy Instytut Nadużywania Narkotyków (NIDA) wykazały, że osoby, które zaczęły palić marihuanę przed 17 rokiem życia, są 3,5 raza bardziej narażone na podjęcie prób samobójczych w przyszłości niż osoby, które zaczęły palić później. Ciekawi mnie tylko czy nie ma tutaj na to wpływu czynnik depresji. Mam na myśli, że osoby zaczęły brać używkę po to, aby oderwać się od rzeczywistości, a później nie mając innych „ucieczek” wpadli w taki dołek, że postanowili skończyć ze swoim życiem. Zawsze mnie martwi takie myślenie, bo to jest dość egoistyczne podejście. Samobójstwo ulży tylko tej osobie (albo i nie w końcu może trafić do piekła, co nie?) a innym ludziom, przede wszystkim bliskim namnoży problemów i bólu. I zawsze jest ktoś komu na nas zależy choć nie zawsze taki ktoś się ujawnia, bądź jeszcze go nie znaleźliśmy ;)

Pogadaliśmy sobie o pierdołach a teraz czas na poważniejsze argumenty. Konopie indyjskie są modyfikowane genetycznie. Nie mam pojęcia po co. Może by uzyskać lepsze efekty w produkcji bądź w doznaniach po zażyciu. Jednym słowem takie eksperymenty mogą się źle skończyć. Nie można też zapomnieć o dierach, którzy dodają chemię do sprzedawanego produktu by dawał większego kopa. Bardzo często przy tym eksperymentując, co w efekcie może prowadzić nawet do śmierci. Chociaż gorsze od śmierci może być zgłupienie człowieka, stanie się roślinką i tym podobne. Była taka dziewczyna, jedna z najlepszych uczennic, piękna, utalentowana i wgl. Ale zaczęła brać i tak jej mózg wyssało, że teraz trzeba się nią stale opiekować.

Kolejnym ważnym argumentem jest działanie marihuany polegające na zaburzeniach percepcji. Zmienia ocenę postrzegania czasu, pojawiają się zaburzenia koncentracji i postrzegania oraz przede wszystkim sprawia, że mamy zwidy, czyli przenosimy się do nierealnego świata. Skutkować to może zwiększoną ilością wypadków samochodowych spowodowanych zażyciem zioła, czy też innymi nieprzewidzianymi skutkami. Słyszałem kiedyś o pewnym małżeństwie, które ugotowało swoje dziecko jak kurczaka. W prawdzie nie wiem na ile jest to prawdą i pod wpływem jakich dragów zostało to zrobione jednak wydaje się to dość prawdopodobne. A co jeśli osoba pod wpływem ganji będzie chciała kogoś zabić? Albo sobie wyskoczy z okna bo będzie myślała, że potrafi latać?

Idąc dalej ludzie będą chcieli lepszych doznań, bo to po pewnym czasie będzie mało wystarczające i będą szukać mocniejszych narkotyków, lub maryśki z domieszkami. Oczywiście jest takie coś jak tolerancja odwrotna występująca przy systematycznym zażywaniu THC powodująca nadwrażliwość na ten związek. Ale jednak ganja może się w końcu znudzić, lub ktoś powie, że taki a taki narkotyk ma lepsze działanie i wtedy się zacznie…

Polecam również wysłuchać gościa, który też niewinnie zaczął a potem zaczęła się jego przygoda. Na szczęście wyszedł z tego, ale już nigdy nie będzie taki jaki był przedtem. Z resztą posłuchajcie sami (długie ale warto, chociażby po to, aby móc próbować obalać jego argumenty wzięte z jego doświadczenia)  http://patrz.pl/mp3/bodek-narkotyki

Wyżej wymienione argumenty dowodzą, że maryśka jest niebezpieczna. Oczywiście wszystko zależy od tego jak bardzo jesteśmy dojrzali by ją przyjmować, jednak różnica pomiędzy nią a alkoholem jest taka, że alkoholu możemy się napić tak żeby nie być pijanym a maryśka zawsze będzie działała od razu psychoaktywnie. Dlatego właśnie mówię „nie!” dla jej legalizacji.

Na koniec dodam tyle, że znam ludzi, którzy nie potrzebują takich środków, aby móc odlecieć czy też się odprężyć. Ba! Sam do nich należę. Warto mieć jakieś odskocznie od życia. Może jakieś hobby, albo coś w czym się realizujemy? Jakieś odpały i inne głupie głupawki też są zajefajne! Fakt faktem, że potem ludzie się jakoś tak dziwnie patrzą, ale to też może być zabawne :D Potem można być z siebie dumnym, że nic się nie bierze a ma się lepszy odlot od niejednego ludzia biorącego używki. Pokażmy, że potrafimy się bawić bez alkoholu, narkotyków i tym podobnych środków!

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Bajka życia

Jestem bajkopisarzem mającym swe pióro
zapisuje bajki na kartach życia
trochę przypalonych, starych…
ale wciąż żywych
każdy dzień mojego życia starannie zapisany
notowany każdy czyn
pełny opis tego co robię i czym żyję
momentami nawet ciekawe
a momentami niebezpieczne…
tylko czy warto?
czy warto mi ryzykować?
czy warto potykać się o korzenie starych drzew
w gęstym lesie
gdzie rosną trujące grzyby i inne zwodnicze rośliny
jadowite węże i dzikie zwierzęta
które tylko czekają aż się potknę aby mnie pożreć…
Czy warto ryzykować życie?
Czy warto wchodzić do jaskini bez wyjścia?
do paszczy głodnego lwa?
Czemu nie trzymam się światła…
czemu nie podążam znanymi mi ścieżkami
czemu wolę błądzić niż iść prosto do celu?
Gubię kompas, tracę orientację…
słońce świeci… ale korony drzew je zasłaniają
wieczna ciemność i walka o życie
walka o wydostanie się z tego lasu
walka o trochę światła
walka o drogę
…do nieba…

Tusz się skończył
czy udało mi się wyjść z lasu?
czy udało mi się dokończyć historię…
Czy zrobiłem wszystko by się wydostać?
a może skończyłem ją śpiąc pod konarem starego spróchniałego drzewa?

Staję teraz na Sądzie Ostatecznym
gdzie zostanie przeczytana moja bajka
gdzie zostanie dopisany morał…
gdzie zostanie zapisany sprawiedliwy wyrok
skazany czy nie?
nie ma już odwołania…
Tylko czy warto było ryzykować życie…?

wtorek, 23 sierpnia 2011

Wynik analizy analiz abstrakcyjnej roślinki wyrośniętej na osi czasu...

I wydawać by się mogło że to już koniec historii
Historii życia tak często powtarzanej…
Pewno musi być świetnym skeczem
skoro ludzie wciąż go powtarzają
ciekawy zamysł…
zrobić parodie by dać wskazówki
Parodie niszczącą ruinę
a budującą solidny dom
…albo kolejny chwiejny mur
składającą na stole kolejną ofiarę
Ofiarę z głupoty i niedojrzałości
niezrozumienia i zawiści
Ofiarę z życia
Ale to od nas zależy co z nią zrobimy
czy pozwolimy aby zapuściła korzenie i wydała plony?
czy może będziemy ją składać dalej…?
składać i składać aż w końcu krew zaleje nasz świat
składać aż utopimy się we własnej nicości
czerwonej nicości podgrzewanej naszą głupotą
ale nie po to spływam na dno by tu siedzieć
nie po to by się zadomowić, przystosować…
również nie po to by kopać głębszy rów…
spływam na dno by nauczyć się odbijać od własnych błędów
zaraz zaraz… czemu od razu błędów?
przecież wyciągam wnioski, uczę się
uczę się podejmować decyzje
uczę się siadać i wstawać
pomagać…
Mój statek doskonały nigdy nie będzie
nigdy nie załatam wszystkich dziur
ale to wystarczy by utrzymywać się na wodzie
Nadzieja zawsze wystarcza
a gdy doda się nadzieję do czynów
można dopłynąć na zbawienną ziemię

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Upartość

Nie rozumiem ludzi upartych i myślących, że wszystko wiedzą lepiej =/ Co im szkodzi dać spróbować tej metody? Przecież jeśli nie zagraża ona nikomu i jest bezpieczna to nie widzę żadnych przeciwwskazań. A nawet jakby do kogoś nie docierało, że coś jest nieskuteczne, gorsze czy też niebezpieczne to się nauczy, że tak się nie robi. Oczywiście nie mówię tutaj o przypadkach kompletnej głupoty takich jak między innymi skakanie na główkę do płytkiej wody itp. A jeśli metoda okaże się lepsza i szybsza to tylko zaoszczędzimy sił i czasu...

piątek, 19 sierpnia 2011

"Kler to hipokryci i pedofile!"

Tak, z tym stwierdzeniem coraz częściej się spotykam. Czemu? Zapewne przez to, że teraz informacje bardzo szybko się rozchodzą. W końcu duchowni powinni świecić przykładem,  a bycie pedofilem nie należy do tego - co jest równo znaczne z tym, że trzeba ich wszystkich udupić. Nawet tych dobrych. A kij z tym, że to tylko wyjątki. Kij z tym, że na kilkuset tysięcy księży znajdzie się jeden pedofil. Kij z tym, że na kilka tysięcy znajdzie się obłąkaniec, który aż razi w oczy tym co robi.
Nie wiem ilu z was zdaje sobie sprawę z tego, że na księży idzie coraz więcej ludzi nie z powołania a z wygody. Sielskie spokojne życie: kasa jest, zakwaterowanie też i nie trzeba się niczym martwić. Jedyne co trza robić to jakieś obowiązki związane z daną parafią. No żyć nie umierać. A ile zarabia? Żadne krocie to nie są: tyle ile dostanie ze szkoły jako nauczyciel i w zależności od proboszcza jakąś część z tego co ludzie dają za mszę itp. Tyle ksiądz zarabia a ile zakonnik? Zakonnicy z reguły wszystko mają wspólne. Czytaj to co zarobi czy dostanie powinien oddać zakonowi na wspólną kase. Tutaj też pewnie zdarzają się wyjątki w postaci zachłannych ludzi. No i oczywiście najbardziej nie lubię jak ludzie mówią, że oni są bogaci jak mało kto. Guzik prawda. Prowadził/a byś życie singla to też byś miał/a dużo kasy dla siebie. A wielu proboszczów wręcz zabrania swoim klerykom kupowania drogich aut, sprzętów itp. Piszę wielu bo oczywiście jest też ta druga część. Z założenia ksiądz powinien być skromny. Jak wiemy pieniądze czasem potrafią uderzyć do głowy, a warto tego uniknąć. Zawsze mnie ciekawi co by współcześni ludzie mówili jakby teraz była taka sytuacja jak w średniowieczu. Tam to była hipokryzja. Znaczna większość duchownych wcale nie wierzyła w Boga, a liczyła się dla nich posada, władza i przede wszystkim kasa i korzyści jakie z tego płynęły. Przynajmniej tak mówi historia.
Druga sprawa to zwykła upadłość ludzi. A upadki są wpisane w życie każdego człowieka. Weźmy np. ks. Natanka. Upadł, popadł w skrajność. Głosi herezje nie znając do końca Boga. Nie chcę tutaj stwierdzić, że sam znam Boga lepiej. Broń Boże! Ale to co czasem robi wręcz kłóci się z naszą wiarą i nauką Kościoła. Listy od biskupów dostał, ale dalej robi po swojemu. 
A co jeśli by teraz jakiś zwykły szary człowiek wyszedł na ulice i zaczął mówić takie rzeczy? Jestem pewny, że nie poszło by to na kler, ew. na wszystkich chrześcijan. Problem w tym, że jeśli ktoś zna prawdziwych chrześcijan to wie jacy jesteśmy naprawdę. Ale ludzie wolą uogólniać i szukać winnych. Po co? Niech każdy się sobą zajmie. Niech każdy sam się zmienia i dąży do świętości. A jeśli ktoś nie dostrzega swoich wad to mu to w CZTERY OCZY POWIEDZIEĆ a nie za plecami obgadywać. Jeśli to nie pomaga to bardzo podoba mi się jeden cytat z Pisma Świętego:
„Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! (Mt 18, 15-17).”
Jestem ministrantem od niespełna 10 lat, działam również w innych grupach parafialnych i nigdy nie spotkałem się z pedofilem. Pewnie wielu z was powie, że to po prostu ukrywają. Takie rzeczy czasem wychodzą przypadkiem na jaw. Zapewne, zdarzają się i tacy. Ale jestem święcie przekonany, że znam ich na tyle iż mogę poręczyć, że naprawdę starają się wypełniać wolę Bożą. Oczywiście poręczyć za tych, których znam osobiście. Jest naprawdę wielu ludzi z powołaniem, o których się nie mówi. Czasem niektórzy są tak skromni, że ukrywają swoją pomoc ludziom.
Nie miałem tutaj zamiaru bronić pedofilii czy innej obłudy wśród ludzi wierzących. Takich powinno się wsadzać do więzień, kastrować i tak dalej. Bez wyjątków. Chciałem tylko przedstawić sytuacje od wewnątrz, bo jestem pewny, że wielu ludzi opiera swoje osądy o wyjątki; o to o czym się mówi na zewnątrz. W końcu jakoś tak głupio gadać o kimś kto pomaga i jest pobożny, większą sensacje robią absurdy i katastrofy. Niestety taka prawda.
Mam nadzieję, że teraz nikt już nie będzie uogólniał i nastawiał się anty. Dojrzejmy do tego, że wyjątek jest potwierdzeniem reguły. Nie ma ludzi idealnych i do każdego można się przyczepić. Ale przyczepiajmy się do każdego z osobna a nie uogólniajmy. Strasznie nie lubię uogólnień, chociaż czasem są potrzebne, ale nie w takich kwestiach. Zawsze powtarzam najpierw poznaj jednostkę lub całą grupę, spróbuj z nimi pożyć a potem dopiero wyrabiaj sobie opinie. Bo naprawdę znam wielu ludzi, którzy czynią źle, ale wiedzą, że to co robią jest złe i czasem nawet nie dadzą tego po sobie poznać, a w głębi ubolewają nad sobą, swoim zachowaniem i powoli, niemalże niewidocznie się zmieniają.

Sum 41 i ich nowa płyta Screaming Bloody Murder

Długo przed premierą płyty mogłem sobie posłuchać Screaming bloody murder i Skumfuk. Ta pierwsza wydawała mi się znakomita, druga trochę mniej - nie podobało mi się jak Dereck wibrował głosem, ale z tym się osłuchałem i również była świetna. W końcu doczekałem się upragnionej i długo oczekiwanej premiery płyty (przypomnę tylko, że na screaming blondy murder musieliśmy czekać aż 4 lata). Cały uradowany załadowałem płytę do odtwarzacza i słucham... Pierwsza piosenka: Reason to believe. Co to jest? Jaki shit... Perkusja gra tak samo jak w With me. Za bardzo mi się kojarzy… Nie mogę tego słuchać. Reszte płyty przesłuchałem i wcale lepszych odczuć nie miałem. Tylko te spokojne piosenki wydawały mi się jakieś znośne (Crash, exit song, what am i to say).  Jakoś za pierwszym razem ta płyta wydawała mi się zbyt skomercjalizowana, popowa... po prostu badziew. Nie wiem czym moje odczucie komerchy i popu było spowodowane. Nie wiem w ogóle skąd mi się to wzięło, przecież pop z założenia powinien się od razu podobać, ale takie myśli mi się rodziły  w głowie. Później postanowiłem, że przesłucham sobie jeszcze raz do snu. A nóż widelec mi się spodoba. Następnego dnia sobie znowu słuchałem i przekonałem się nieco do tej płyty. Nie długo po tym krążek  stał mi się jeszcze bardziej bliski ze względu na słowa i zarazem uczucia jakie wyrażał. O czym? Myślę, iż każdy powinien sam sobie interpretować teksty piosenek. Ja widzę tutaj taki sens ktoś inny co innego (dlatego nie lubię gdy ktoś każe mi myśleć według klucza co najczęściej ma miejsce na polskim). Oczywiście mogę napisać i wrzucić interpretacje na bloga, ale to kiedy indziej… z resztą dużo do pisania nie jest, bo autor nie bawi się za bardzo w ubieranie piosenek – pisze w miarę prosto swoje odczucia. Większość piosenek jest utrzymywana w dość ostrym, zróżnicowanym i mrocznym klimacie. Idealna na wyrzucenie z siebie złych emocji. Często w piosenkach przeplata się złość i agresja ze zwątpieniem, rezygnacją czy też zwolnieniem i refleksją.  Obecnie jestem bardzo zadowolony z płyty i gorąco polecam jej zakup.