Zacznę od tego, że są ludzie wierzący i nie wierzący w Boga,
ale tak naprawdę każdy z nas w coś wierzy. Wierzymy chociażby w to co nas uczą
w szkole (np. że Mount Everest jest najwyższym szczytem świata, że równik ma 40
tyś km) albo w to co nam mówią w
wiadomościach itd. Oczywiście nie musimy w to wierzyć i możemy sobie sami
sprawdzić, ale było by to kłopotliwe, nieprawdaż? Jest też drugi rodzaj wiary.
Wiara w świat poza ziemski, wiara w Boga. Łatwiej jest nam uwierzyć ludziom,
którzy przecież tak często oszukują niż Bogu, który nas nigdy nie oszukał,
który miłuje nas pomimo naszej upadłości i nieustannie daje nam szanse.
Do czego zmierzam? Zmierzam do tego, że ludziom wierzącym i
opierającym swój związek na fundamencie wiary jest łatwiej przebaczyć swoje
przewinienia. Jest łatwiej połączyć się znowu w jedno nawet po ogromnej burzy.
Dzieje się tak dlatego, ponieważ zrozumieliśmy Bożą miłość. To, że Bóg nam
zawsze przebacza i czeka na nas z otwartymi rękami, niezależnie od tego jak tego
jak bardzo zgrzeszyliśmy. Oczywiście przebaczenie następuje wtedy, gdy sami chcemy
je przyjąć i się zmienić. Również przez to, że zesłał nam swojego jedynego Syna,
aby swoim cierpieniem odkupił świat pokazuje wzór miłości. Przez to wielkie
cierpienie jakiego Chrystus doświadczył na krzyżu, jakiego doświadczył od nas, uczy przebaczać bliźnim i oddawać za nich życie. A uczy dlatego, ponieważ
cierpienia nigdy się nie pozbędziemy. I właśnie wtedy, gdy doświadczymy Bożą
miłość jest nam łatwiej kochać ludzi. Może nie tyle co łatwiej kochać, ale
pojmujemy istotę miłości i jest nam łatwiej dążyć do ideału, ponieważ go znamy.
No tak, może masz rację, ale są małżeństwa niewierzące w
Boga, które potrafią trwać, aż do śmierci i są szczęśliwi. Nie twierdzę, że
nie. Jednak z doświadczenia wiem, że Bóg nas przemienia wewnętrznie. Posłużę
się przykładem bardziej wymownym od moich pewnej bliskiej mi osoby. Bardzo nie
lubiła obecności pewnego kolegi swojego męża i mimo, iż chciała się zmienić nie
potrafiła. Zawsze się denerwowała i nie potrafiła być przy tym człowieku, ale w
końcu zaczęła się modlić o przemianę. O
to, aby zaczęła miłować tego człowieka. W rezultacie nastąpiła przemiana,
oczywiście nie od razu i nie tak nagle. Trochę to potrwało. Teraz już nie
przeszkadza jej ten człowiek i nie denerwuje się gdy on przyjeżdża.
Jeszcze jeden powód przychodzi mi do głowy w sprawie oparcia
swojego związku na Bogu. Jest to wspólna modlitwa, niekoniecznie razem (mam na
myśli siedzenie obok siebie), ale w tym samym czasie. Takie duchowe połączenie.
Gdy wypracujemy w sobie wspólną modlitwę to łatwiej jest się nam zbliżyć
duchowo do siebie. A za tym idzie polepszenie relacji ze sobą. To mniej więcej
coś w rodzaju robienia tych samych ulubionych rzeczy tylko trochę bardziej
trwałe.
Ostatnim argumentem jakim się posłużę, jest wspólny cel w życiu, czyli
zbawienie. Ten to potrafi połączyć ludzi wiary. Jako przykład obrazujący tą
teorię posłużę się biegiem na orientacje. Jest drużyna, która ma do siebie
jakieś „ale”, jednak chcą wygrać bieg. Dlatego muszą połączyć swoje siły i jak
najlepiej je wykorzystać. Muszą się skumplować i nieco bliżej poznać, chociaż
by po to, żeby wyznaczyć osobę z odpowiednimi preferencjami do zadania. Drobne
sprzeczki nie mogą urosnąć do rangi awantury, nie mówiąc już, że awantury w
ogóle nie powinny mieć miejsca, ponieważ drużyna się rozpadnie i nie osiągnie
celu. I właśnie ten cel ,jakim jest wygranie biegu, przybliża ich do siebie.
Nie jest to najlepszy przykład, ale niestety lepszego nie potrafiłem wymyślić. Nie mniej jednak mam nadzieję, że wiecie co
miałem na myśli.
Jest wiele sposobów na budowanie naszej wspólnej małżeńskiej
relacji z Bogiem. Wspólne modlitwy, chodzenie na Mszę, czy też należenie do
tych samych grup parafialnych. Można tak wymieniać i wymieniać. Co małżeństwo
to sposób. A skoro dwoje ludzi po ślubie staje się jednym ciałem to trochę
głupio budować tylko cząstkę fundamentu, albo każdy fundament osobno. Jedno to
znaczy zgodnie i razem. Bo przyjdzie wichura, zburzy tą część bez fundamentu i
dom się rozpadnie. I może uda się go odbudować, ale będzie to bardzo ciężkie. A
jeśli jest już tak ciężko odbudować dom z fundamentem to pomyślmy sobie jak
ciężko będzie odbudować dom bez fundamentów…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz