wtorek, 16 sierpnia 2011

Dwa dni...

Ostatnio jak czytam demotywatory i inne portale społecznościowe to mnie po prostu krew zalewa. Miłość? Czym ona dla nas jest? „Dwa dni temu wyszedłem z domu, a tam widzę, że 2 dziewczynom się rowery popsuły. Postanowiłem im pomóc. Dzisiaj jedna z nich jest moją dziewczyną. Wyjdź z domu a może akurat trafisz miłość SWOJEGO ŻYCIA!” Co Ty pieprzysz? Miłość życia? W dupę se ją wsadź. Co to za miłość jeśli ja nie znam swojej drugiej połówki? Co to za miłość jeśli ja nie wiem czy mogę jej ufać? Czy mogę jej powierzyć tak odpowiedzialną robotę? Pytam: Co to za miłość!?
 Wielu z nas myli pojęcie miłości i zakochania. Nie chcę negować tutaj stanu zakochania. Broń Boże! Ten stan jest potrzebny i to nawet bardzo, ale kurde jak widzę napis na kwejku „Biochemia dowodzi, że nie ma różnicy między miłością a dużą tabliczką czekolady” (http://kwejk.pl/obrazek/111702/biochemia.html)  to mnie coś bierze.
Pierwsza różnica: zakochany nie dostrzega wad. „ Jeju jaki on boski. Widziałaś mojego misia? Ideał chodzący” Ideał? To ja się kurde pytam: Twój chłop jest jakimś bogiem, skoro taki idealny? Uważaj tylko, żebyś świętej krowy nie urodziła… Taki człowiek nie dopuszcza do siebie myśli, że ktoś może mieć jakieś wady i nic się z tym nie zrobi. Taka osoba po prostu zakochuje się w idealnym obrazie, a nie w prawdziwej osobie. Człowiek popełnia błędy, cały czas się uczy i cechą ludzką jest właśnie upadanie! I to jest piękne, bo uczymy się wstawać.
Że tak sobie pozwolę zacytować rozmowę sługi z Batmanem:
-Wiesz czemu upadamy? Byśmy nauczyli się wstawać
-Postawiłeś na mnie krzyżyk?
-Nigdy.
Druga: „Różowe okularki” Świat jest przecież taki prosty i nieskomplikowany. No tak faktycznie nieskomplikowany bo całym światem dla takiej osoby jest ten wybranek, a problem pojawia się dopiero wtedy gdy to jest wybranka… ahh to skomplikowanie kobiet… nie no przepraszam. Głupio sobie żartuję. …a problem pojawia się dopiero w tedy, gdy drugiej osoby brak przy mnie. No i oczywiście zalicza się do tego lepsze samopoczucie. Jedno spotkanie i już czujemy jakbyśmy latali.
Trzecia: Zakochani nie potrafią bez siebie żyć. Godziny upływają jak sekundy a gdy nie są razem to wydaje im się ten czas straconym. A wyjazdy to największa katastrofa. Po prostu świat się w tedy wali.
Zakochanie mija i nagle wszystko jest takie dziwne… takie… realne! Zaczyna się dostrzegać wady i to coś co nas pociągało nagle znika. I niestety tacy ludzie się rozchodzą… albo ich zakochanie przeradzają w miłość i trwają, aż ich śmierć nie rozłączy i dłużej…
Dobrze ale w takim razie czym jest miłość? Czym? Hahaha, Wiesz, co? To jest dobre pytanie… sam nie wiem. Tego nie da się określić. Ale na pewno miłość nie jest uczuciem. Pozwolę sobie zacytować pewny wpis na innym blogu „Zgodzicie się chyba ze mną, że gdyby miłość była uczuciem, to nie można by było jej sobie ślubować, ani gwarantować, ponieważ nie można być pewnym swoich stanów emocjonalnych.” Jest wiele tekstów mniej lub bardziej znanych o miłości chociażby hymn o miłości. Również jest wiele tekstów o zakochaniu a właściwie to jest to przedstawiane jako ta prawdziwa miłość… A tak naprawdę bardzo ją spłycają. Niestety. A najbardziej wkurzają mnie piosenki o seksie… Blee… Niektóre teledyski, filmy itp.  przesycone tym. Sex powinien wypływać z miłości, a nie z pożądania czy z instynktów ale o tym w innym artykule.
W takim razie czym jest miłość? Mogę to skrócić do jednego krótkiego słowa: „decyzją”. Decyduję się kochać Ciebie taką jaką jesteś. Nie ważne co by się działo decyduję się być przy Tobie. Pomagać chociaż czasem będę miał Cie serdecznie dość. Decyduję się szanować Twoje decyzje. Chcesz odejść? Nie mam prawa Cię zatrzymywać. Mimo iż Twoje odejście będzie dla mnie trudne to nie będę Cię zatrzymywać, bo chcę abyś była szczęśliwa.
Miłości uczy się przez całe życie, a nauka wcale nie jest prosta. Osobiście uważam, że najpierw powinno się poznać osobę. Rozmawiać z nią na różne tematy. Poznawać jej poglądy. Poznawać zachowania (i tutaj się przydaje zakochanie). Budować relacje przyjaźni. Zaufanie jest podstawą związku. Co to za partner który nie wie o połowie tego co się dzieje w moim życiu? Dopiero gdy już będę pewny, że chcę spędzić resztę życia z tą osobą, dopiero gdy jestem pewny, że kocham to zaczynam z nią chodzić. Ktoś kiedyś mi napisał komentarz w odpowiedzi na moje spojrzenie na to: „dopiero gdy jesteś pewny, ze chcesz spędzić z kimś resztę życia zaczynasz z nim chodzić? W życiu jest tak, że dziś jesteś pewny a jutro juz tej pewności nie ma. Czekaj tak dalej i sie upewniaj a kolejne potencjalne miłości twojego życia zaczną wychodzić za mąż, rodzic dzieci, umierać, emigrować itd.” Może i zaczną, ale przy budowaniu relacji miłości trzeba już iść w pewnym kierunku. Wskazywać na to, że oczekuje się czegoś więcej, ale teraz jest na to za wcześnie. Przecież nie powiem komuś, że go kocham jeśli nie będę pewny, że chcę spędzić z nim resztę swojego życia. W prawdzie można zaryzykować, ale po co niepotrzebnie łamać sobie serca? Wiem, że do mojego podejścia wielu z Was nie jest przekonana i nie mam zamiaru nikogo przekonywać. Moje podejście jest dość subiektywne i pewnie się domyślacie dlaczego… A teraz bardziej obiektywnie śmiało mogę stwierdzić, że próbować warto, a nóż widelec rozwinie się z tego piękna miłość. Ale próbować trzeba również z głową, a nie po 2 dniach znajomości... Dlaczego nie po 2 dniach…? ahh uczepiłem się tych 2 dni… Teraz jest taka moda: publiczne całowanie się na wiele sposobów, dotykanie w pewne szczególne miejsca, takie pokazywanie, że ona czy też on jest mój . Nie neguje tego, ale jak widzę dziewczynę co tydzień z innym facetem albo faceta co tydzień z inną to nie darzę ich wtedy jakoś szczególnie sympatią. A co gorsza tacy ludzie zwykle się nie znają. Ile się znacie? Miesiąc. I ty mu pozwalasz tak się dotykać? To jest też takie robienie z siebie rzeczy. Świadomie czy nie myślenie się zmienia i taka osoba może potem myśleć, że kocha a tak naprawdę być pogubiona i dążyć tylko do zaspokajania swoich potrzeb. Piszę „może” bo nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak ktoś zareaguje. Nasze spojrzenie zależy od tego jak mamy ukształtowane sumienie. Mam nadzieję tylko, że nasze sumienia nigdy nie będą tak zachwiane, żeby ktoś uprawiał seks w miejscu publicznym, bo już dziś dochodzi do takich paradoksów. Wstyd do pewnego stopnia też jest ważny.  A tworzenie sobie granic, że to i to robimy dopiero za jakiś dłuższy określony czas albo po ślubie potrafi naprawdę umocnić związek. W prawdzie stan zakochania może to bardzo utrudniać, ale jak się spojrzy z perspektywy czasu to to naprawdę przynosi owoce chociażby w panowaniu nad swoimi instynktami i myśleniu o drugiej osobie, a przede wszystkim w postaci szacunku do siebie.
A na koniec coś za co większość z Was mnie wyśmieje: swój związek warto oprzeć o Boga. Musi być coś co nas połączy w trudnych chwilach. Musi być coś co nas połączy gdy się pokłócimy. Wielu z Was powie, że przecież są małżeństwa które wręcz emanują miłością a nie wierzą w Boga. Okej. Ja to rozumiem, ale znaczna większość małżeństw opartych na fundamencie wiary trwa aż do końca. A lepiej nie ryzykować zerwania kontaktu z najbliższą nam osobą, co nie? Dalsze rozwinięcie myśli znajdziecie w następnym artykule.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz